Adamek nad przepaścią [FELIETON]Rację ma Wojciech Borecki, nowy prezes bielskiego klubu, mówiąc, że umowa wypożyczenia do 31 stycznia to małe kuriozum. Takie umowy zwykło się zawierać na dłuższy okres, przeważnie na rok, często opatrując je możliwością wcześniejszego zrezygnowania z zawodnika czy też wezwania go do powrotu. Poprzednie władze klubu wykazały się więc delikatną amatorką, która przybrała na sile dzięki udanym występom Adamka. Nowa ekipa zbiera teraz żniwa tej nieudolności, będąc jedną ze stron - obok Mirosława Łacioka, prezesa Drzewiarza, a także Kamila i jego agenta - uczestniczącą we wzajemnych przepychankach, z których póki co nie wynika nic dobrego. Z jednej strony trzeba zrozumieć prezesa Łacioka, który z chce na Adamku zarobić (bo na nikim innym nie może) i nie ma zamiaru oddawać go za bezcen. Z drugiej - jego gadki o problemach wychowawczych z zawodnikiem, albo o tym, że w głowie namieszał mu menadżer są lekko śmieszne. Zawodnik po to bierze menadżera, żeby ten pilnował jego interesów, dbał o wszystkie sprawy kontraktowe. I wbrew pozorom nie chodzi wyłącznie o wysokość wypłaty, ale też o długość umowy, kwotę odstępnego, etc. Jeśli mówi mu: "słuchaj, uważam, że zasługujesz na taki i taki kontrakt”, to nie wpuszcza go w maliny, tylko przedstawia, co w konkretnej sytuacji jest dla niego najlepsze. W Polsce ogólnie panuje przekonanie, że piłkarscy agenci to szuje, oszuści i krwiopijcy, którzy manipulują swoimi klientami i robią wszystko, by ich kosztem się dorobić. Dzieje się tak, bo nasza wiedza o menadżerach i ich pracy jest niemal zerowa, a że w kraj jakiś czas temu poszła fama o naciągaczach i cwaniakach, najczęściej całego zła dopatrujemy się właśnie w menadżerach. Prezes Łaciok powinien jak najszybciej zaakceptować to, że Adamek nie jest już graczem typu "no name", siłą rzeczy musi mieć kogoś, kto będzie go reprezentował i z tym kimś trzeba się bezwzględnie liczyć. Sęk w tym, że prezesowi nie bardzo widzi się nowy "pomocnik" Adamka (Tomasz Kaczmarczyk, menadżer Irka Jelenia) i uważa, jak podaje portal Weszlo.com, że nie ma on prawa reprezentować zawodnika, ponieważ jest on związany umową z innym menadżerem, którego zresztą sam mu polecił. Póki więc ta kwestia nie zostanie ostatecznie wyjaśniona, póty przyszłość Adamka pozostanie opatrzona dużym znakiem zapytania. Niewykluczone nawet, że spełni się rzucona przez Łacioka klątwa i Adamek rzeczywiście skończy tak szybko, jak się wybił. Całej sprawy w ogóle by nie było, gdyby Podbeskidzie miało w kasie wystarczająco pieniędzy na wykupienie Adamka z Jasienicy. W mediach co rusz pada kwota 350 tys. złotych, ale prezes Łaciok raczej zaprzecza tym doniesieniom. I słusznie, bo płacenie tyle za zawodnika, który miał jak na razie jedną udaną rundę, byłoby niemałym przegięciem. Bo kto wie, może Adamek już nigdy nie zagra na takim poziomie, jak minionej jesieni. Może popadnie nagle w przeciętność i będzie wart najwyżej 3,5 tys. Póki co zbyt mało meczów na najwyższym poziomie rozegrał, by móc stwierdzić z całą stanowczością, że jest wart naprawdę dużych pieniędzy. Tyle tylko, że raczej nie udowodni tego biegając za piłką po czwartoligowych stadionikach. Jeśli więc wszystkim, Łaciok Boreck i Kaczmarczyk, chcą dla niego (a przecież każdy z nich tak twierdzi) jak najlepiej, niech osiągną wreszcie jakikolwiek kompromis.
|
reklama
|
Dodaj komentarz