, wtorek 23 kwietnia 2024
Wybory samorządowe 2014. Trzy pytania do Jacka Żakowskiego
Pierwsza debata w ramach rozgrzewki przedwyborczej w Cieszynie. fot: mat. pras.



Dodaj do Facebook

Wybory samorządowe 2014. Trzy pytania do Jacka Żakowskiego

MAŁGORZATA BRYL
W ramach rozgrzewki przedwyborczej będziemy co miesiąc publikować rozmowy z gośćmi cieszyńskiego oddziału Krytyki Politycznej. Wczoraj, 21 marca, odbyła się pierwsza debata tego cyklu, której hasłem przewodnim było "zaufanie". Dziś publikujemy nasze trzy pytania do Jacka Żakowskiego.

Zacznę od przywołania wypowiedzi jednej z uczestniczek debaty: "Na rządy narzekają wszyscy, a w wyborach oddaje swój głos średnio 30-40 procent wyborców". Większość społeczeństwa mimo niezadowolenia nie uczestniczy w wyborach. To jest faktem, jednak czy prawidłowo utożsamiamy to zjawisko z kryzysem demokracji? Przecież nieuczestniczenie w wyborach to wybór, który system demokratyczny dopuszcza, bo nie ma przymusu, by głosować.

Jacek Żakowski: Oczywiście, ludzie mają prawo, by nie brać udziału w wyborach, ale demokracja bez udziału obywateli jest czymś takim, jak rodzina, która ze sobą nie rozmawia. Znamy takie modele: mąż i żona, 20 lat ze sobą nie rozmawiają, ale teoretycznie nadal są rodziną. Tylko tu można zapytać, czy to jest dobre? Wydaje mi się, że nie. Lepiej rozmawiać i w rodzinie, i w demokracji. A jedną z form rozmowy w demokracji jest udział w wyborach. Głosowanie jest ostatecznym wyrazem tej rozmowy. Moim zdaniem jeśli mówimy o kryzysie demokracji to w tym sensie, że duża część społeczeństwa nie uczestniczy w rozmowie, więc nie jest też reprezentowana. Oczekiwania, potrzeby i mądrość tych ludzi nie są reprezentowane. To są zmarnowane i niewykorzystane szanse.

Jednak przede wszystkim takie wycofanie jest nieobliczalne w skutkach. Znów porównam to do małżeństwa: para ze sobą nie rozmawia i w pewnym momencie jedną z tych osób ktoś zaczyna się interesować i zakłada z nią nową rodzinę. Przekładając to na system polityczny, w demokracji może pojawić się ktoś, kto zaproponuje inne rozwiązanie niż ten system, np. dyktaturę. Gdy patrzy się teraz na Ukrainę i Rosję, to tak właśnie jest. A potem już jest za późno i nie da się niczego odbudować, tak, jak ze zniszczonym małżeństwem. Z tego względu należy niepokoić się tymi, którzy nie biorą udziału w demokracji, bo oni mogą poprzeć inne rozwiązania. Jasne, nie mamy prawa wymagać zaangażowania, ale też trzeba stworzyć warunki, w których ludzie będą chcieli się włączać.

Może porozmawiajmy o konkretach. Łatwo powiedzieć: „trzeba stworzyć warunki, w których ludzie będą chcieli włączyć się w życie społeczno-polityczne swoich miast”, tylko znacznie trudniej to zrobić. O tym, że nie ma u nas kontaktu między włodarzami a mieszkańcami świadczą ostatnie zdarzenia, jak konsultacje społeczne zwołane przez burmistrza, na które nie przyszli mieszkańcy czy wybory rad osiedlowych, podczas których frekwencja była bliska zeru. Dlatego warto wypunktować, co konkretnie zrobić, by ludzie włączyli się w działania na rzecz swoich lokalnych środowisk.

Takie zdarzenia, które pani przywołuje, są wszędzie, nie tylko w powiecie cieszyńskim. Ostatnio na niektórych wrocławskich osiedlach też nie udało się powołać rad osiedlowych z tego samego powodu, o którym pani mówi.

Pierwsza sprawa, zastanówmy się, dlaczego właściwie ludzie mieliby głosować i kandydować w wyborach do rad osiedlowych, jeżeli te organy nie mają żadnych kompetencji? Wydaje mi się, że gdyby taka rada miała np. milion zł. budżetu rocznie i go dzieliła na różne aktywności (np. zagospodarowanie przestrzeni lub sponsorowanie działań), to ludzie głosowaliby. A jeśli rada osiedlowa jest tylko organem konsultacyjnym czy pomocniczym rady miasta, która i tak samodzielnie podejmuje decyzje, to ludziom nie chce się brać udziału w takiej szopce. Demokracja z historycznego punktu widzenia wyrasta z konkretów, bo z podatków. Chodziło o to, jaki podatek król ma nakładać. I to zanurzenie w konkrecie jest konieczne. Jeśli ten wybór dotyka ludzi, bo spoczywa na nich odpowiedzialność, także finansowa, to dużo chętniej włączają się.

A druga sprawa, żeby ludzie przychodzili na konsultacje, muszą mieć szczere przekonanie, że od ich przybycia coś będzie zależeć. Także albo pokazujemy dajmy na to pięć gotowych projektów, spośród których mieszkańcy wybierają najlepszy, albo dajemy im nieograniczone pole wyborów. Jednak w obu przypadkach te konsultacje muszą skończyć się decyzją mieszkańców. Natomiast jeśli z tego spotkania nic nie wynika, to ludziom szkoda na nie czasu. Rozwiązaniem jest także zastąpienie konsultacji społecznych panelem deliberatywnym. Polega to na tym, że zgłasza się grupa ochotników (może być 100, 500, 1000 osób), które zobowiązują się do obradowania na ten temat. Ochotnicy deklarują, że poświęcą czas na poznanie problemu i podjęcie decyzji. Jednak w zamian tego do nich należy ostateczna decyzja, bo rada miasta zobowiązuje się uchwałą przekazać mieszkańcom to prawo. Jestem przekonany, że wtedy w akcję zaangażowałoby się więcej osób, bo ludzie widzieliby sens w wykonywanej przez nich pracy. Po komunie Polacy mają nosa do fikcji i nie chcą się w nią włączać. Panele deliberatywne są według mnie jedną z przyszłości demokracji. Jeśli włodarze chcą, żeby mieszkańcy brali udział w podejmowaniu decyzji na rzecz miast, to muszą im rzeczywiście umożliwić decydowanie. Oczywiście, z ryzykiem. Także kwestia wygląda tak: wyborcy będą mieli zaufanie do rządzących, o ile rządzący zaufają wyborcom.

Jednak obustronne zaufanie, o ile jest możliwe, to z pewnością zależne od długotrwałych, różnorakich przemian w społeczeństwie. Tymczasem do wyborów samorządowych pozostało tylko pół roku. Warto iść jesienią do urn?

Wszelkie formy aktywności społecznej zawsze mają sens. Jednak należy pamiętać, że w dwóch sytuacjach można mieć problem z wyborem politycznym. Po pierwsze wtedy, gdy ten wybór jest trudny, bo kandydaci są kiepscy. Jednak odpowiedzialność nakazuje, że i wtedy trzeba iść, kierując się zasadą: jeśli nie może być dobrze, to niech chociaż będzie mniej źle. Po drugie wówczas, gdy głosujemy z poczucia obowiązku, ale bezmyślnie: pójdę, wrzucę kartkę i będę miał to z głowy. To nie tylko jest bezsensowne, ale i nieodpowiedzialne. Jeżeli ktoś nie może zdobyć się na wysiłek poświęcenia 12 godzin w roku na zainteresowanie się życiem publicznym i miałby głosować, to mija się to z celem.

Jak się pojeździ po Polsce, to świetnie widać, które miejscowości dobrze wybierały przez ostatnie 20 lat, bo w perspektywie tego czasu to się przekuło w zupełnie inną jakość szkół, służby zdrowia czy ulic. Właściwie wszystko, z czym stykamy się na co dzień, jest zależne od lokalnej aktywności. Mam duże oczekiwania wobec władz publicznych, uważam, że pełnią istotną rolę w naszym życiu. Jednak raz na jakiś czas obywatel też musi wziąć sprawy w swoje ręce, czyli chociażby wpłynąć głosem na formowanie się rządzących, żeby potem móc od nich wymagać. Oczywiście, do tego nie można nikogo zmuszać, tak jak nie można nikogo przymusić do nauczenia się fizyki. Dlatego jestem absolutnie przeciwny okrzykom: „Wszyscy głosujmy! Tłumy do urn!”. Jednak trzeba ludzi zachęcać do interesowania się, a jak się zainteresują i wyrobią sobie zdanie, to dadzą temu wyraz, głosując.

Jacek Żakowski - dziennikarz i publicysta. Obecnie związany z tygodnikiem „Polityka”. Był rzecznikiem prasowym Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, jednym z założycieli „Gazety Wyborczej” oraz pierwszym prezesem Polskiej Agencji Informacyjnej. Kierownik Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas. Gospodarz audycji w radio TOK FM. Autor kilkunastu książek. Laureat licznych nagród: Polskiego PEN Clubu im. Ksawerego Pruszyńskiego (1988), Dziennikarz Roku (1997), dwa Wiktory (1997). Twórca i prowadzący wielu znanych programów telewizyjnych.

Komentarze: (1)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Celna uwaga: ...żeby ludzie przychodzili na konsultacje, muszą mieć przekonanie, że od ich głosu coś zależy. Proszę też zauważyć pryncypia: ...te konsultacje muszą skończyć się decyzją mieszkańców. Jest też rzeczywistość: ...jeśli z tego spotkania nic nie wynika, to ludziom szkoda czasu. Dobrze, że Pan Radny tego słuchał. Czy słyszał? Zobaczymy, czy skupi się na krytykowaniu nominalnych "przeciwników" czy też zechce szerzej zakreślić swoje powinności samorządowe. Czy "wyczuje fikcję"? Na dziś dzień jest nie tylko faktem brak zaufania do wybranych. Faktem jest także to że "wybrani" wzorem Papieży stosują metodę wygłoszeń, bez możliwości polemicznych. Doświadczenie wieków uczy, że podobne dictum często kończyło się katastrofalnie. Po latach (wiekach) następcy odkręcali słowa poprzedników. Władze "cywilne" korzystały z tego wzorca. Nie chodzi przy tym o czynienie zarzutów. Wypada jednak zwrócić uwagę na nieodrobienie kolejnych lekcji historii. My - władza, Oni - lud. Myślę, że wielu nadal tkwi głęboko w tym schemacie. Gdyby było inaczej może nie było by wielu kontrowersyjnych zapisów ustaw czy uchwał. Gdyby było inaczej, może "wybrani" nie wpadali by na tak szalone pomysły jak wspieranie swoich kampanii niepełnosprawnymi dziećmi.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama