Psychopatologia miłości, czyli wbryknięcieZaczyna się na dwa sposoby: ostro albo powoli. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z eksplozją w świadomości. Gdy pył opada, nagle jak ostrze wbija się w zwoje mózgowe myśl granicząca z urojeniową pewnością – spotkałem przeznaczony mi obiekt (ukochaną), istotę niepowtarzalną, jedyne źródło szczęścia, bez której życie jest płaskie i szare; jest aniołem, pochodzi z raju, itd. Obie opcje zakładają olbrzymią zmianę. Mechanizmy obronne przyzwyczajone do rutynowych działań, stają nagle wobec rzeczywistości, która je przerasta i… głupieją („Co się ze mną dzieje?”), bezradne wobec natłoku myśli, emocji i fantazji. Organizm, pracujący do tej pory na wolnych obrotach, ledwo nadąża z produkcją hormonalną na potrzeby coraz wymyślniejszych fantazji, a po pewnym czasie krąży po nim tyle substancji, że logiczne myślenie staje się coraz trudniejsze. Afekt w szalonym tańcu odbija się od krańców: depresji i euforii. Następuje ogólne rozstrojenie i dekompensacja, zaczyna się stan, który niektórzy – i słusznie – nazywają stanem chorobowym. Co z resztą świata? Oj niedobrze, biada jej: ta, w zależności od nie wiadomo czego, staje się albo w ogóle niepotrzebna, albo zostaje kompleksowo wciągnięta i wprzężona w pojawiające się uczucie. W pierwszym przypadku dla zakochanego cały otaczający świat jakby przestaje istnieć („liczysz się tylko Ty, resztę mam głęboko w dupie!!!”). Po co mu on – ten świat skoro jest ONA, osoba, która doskonale wypełnia powstałą po ubytku rzeczywistości pustkę. W drugim wariancie praktycznie wszystko zostaje wchłonięte i zaczyna świadczyć usługi na rzecz uczucia, które rozlewa się na całe otoczenie, zmieniając jego koloryt: muzyka staje się piękniejsza, ludzie lepsi, drzewa i kwiaty przypominają o JEJ istnieniu, góry przypominają o Bogu, który jest również JEJ stwórcą, jedzenie lepiej smakuje itp., słowem wszystko lub prawie wszystko zaczyna krążyć po orbicie ostrego stanu zakochania. Człowiek zakochany porusza się jakby odrobinę nad ziemią, otoczony aurą powstających w nim fantazji. Rokowanie jest uzależnione od wielu czynników. Niedostępność obiektu miłości („Ona mnie nie chce!!!") nie sprzyja niestety powrotowi do stanu zdrowia. Jeżeli z jakiegoś powodu wybranka serca nie jest zainteresowana kontaktem („sorki… ale możemy zostać tylko przyjaciółmi” albo ostrzej „spływaj!!!”), to powstaje sytuacja mogąca grozić konsekwencjami w sferze psychicznej; trochę to przypomina nieprzeleżaną i niedoleczoną grypę. Czasem jako powikłanie powstaje niezwykle trwały kompleks, wiążący życiową energię, niezależnie od wektora uczuć („nigdy już nie spotkam takiej kobiety jak Ona” lub „nienawidzę jej”). W każdej z tych sytuacji kompleks ten przypomina wrzód, z tym że nie na tyłku lecz na psychice, utrudniając swobodny przepływ energii i zakłóca późniejsze relacje i związki. Pora zająć się teraz przebiegiem nietypowym: chodzi głównie o sytuację, w której zakochaniu się towarzyszą okoliczności znacznie utrudniające realizację afektu. Na przykład posiadanie już partnera i dzieci. Co się dzieje, jeżeli ostre zakochanie zderzy się z poczuciem lojalności wobec dotychczasowego obiektu, niechęcią do kłamstwa, ochotą na uczciwość małżeńską czy chociażby lękiem przed zmianami życiowymi? W takim przypadku (posiadanie żony) cierpienie jest spotęgowane do kwadratu („o co tyle krzyku kobieto, właśnie miałem ci powiedzieć, że mam żonę”) lub sześcianu, gdy do żony dołączone są również dzieci („Skarbie… jestem żonaty i mam szóstkę dzieci, troje z pierwszego małżeństwa, dwoje z drugiego i jedno z trzeciego, aha… moja obecna żona spodziewa się dziecka, płacę w sumie 2500 alimentów miesięcznie, ale… najdroższa moja… najważniejsze, że Cię kocham…”) W takim przypadku należy poczekać na pojawienie się tzw. punktu mądrości, tzn. sytuacji, w której cierpienie, straty z sytuacji zaczynają zbliżać się do poziomu korzyści. To jest najlepszy moment na podjęcie decyzji o rozstaniu: wewnętrznym lub realnym (jeżeli doszło do związku). Takie rozwiązanie daje szansę na umieszczenie obiektu miłości w zbiorze z doświadczeniami, które z czasem staną się mądrością („to było niezwykłe, ale chyba dobrze dla wszystkich, że się tak skończyło”) a nie w psychicznym śmietniku („nie chcę już więcej myśleć o tej koszmarnej babie”) lub w więzieniu dla fantazji („a mogłem dotknąć raju, nigdy więcej tego nie przeżyję, byłem tak blisko”) Czymże jest więc miłość? Wiele na to wskazuje, że pojęciem historycznym, którego nie należy już używać. Długotrwały związek to dwie dobrze dopasowane neurozy a ostre zakochanie się jest zwykłym – przypominającym psychozę – złudzeniem, patologią myślenia, postrzegania i emocji. W dodatku nie można się jej pozbyć, ponieważ jest niezależna od woli. Miłość przypomina katar, leczona czy też nie (cokolwiek to znaczy w tym przypadku), i potrzebuje czasu, żeby przeminąć. Tak więc może człowiek zakochany powinien pójść na L4 i na długo położyć się do łóżka. Nie należy go na siłę namawiać, żeby czuł się lepiej („głowa do góry stary, nie łam się”) lub otwierać przed nim świata innych możliwości („bracie na świecie jest tyle innych lasek”) Więc pamiętaj, bo kiedy stoisz nad brzegiem rzeki i jesteś pochłonięty własnymi myślami, możesz zostać wbryknięty… „Jeżeli wbryknięto Cię do rzeki,
|
reklama
|
Dobry tekst. Ciekawy i z humorem. Czekamy na więcej takich artykułów. Brawo dla autora. Gazeta Codzienna jest jedynym w naszym mieście portalem na którym oprócz tekstów info. można przeczytać fajny felieton. Chyba zmieniliście naczelnego. Duży +.
Pozdrawiam Naczelnego i redakcję.
Dodaj komentarz