Zagadka hrabiego TyszkiewiczaWincenty Tyszkiewicz jest postacią, o której cieszyńscy historycy (chyba) nigdy nie pisali. Pochodził z bogatej hrabiowskiej rodziny, z wykształcenia był lekarzem i w 1901 roku stało się o nim głośno w polskich sferach arystokratycznych. Wtedy to 45-letni Wincenty Tyszkiewicz ożenił się w Zakopanem z dwudziestoletnią Reginą Grzesiewicz, która, delikatnie mówiąc, nie pochodziła z tak dobrej rodziny. Ojciec Wincentego nie zgadzał się na ten mezalians. Wprawdzie nie mógł niczego zabronić dorosłemu synowi, ale mógł go wydziedziczyć - i z tej możliwości skorzystał. Niedługo po ślubie dr Wincenty Tyszkiewicz, wydziedziczony hrabia, wraz z młodą żoną osiedlił się w Cieszynie. Zaczął prowadzić praktykę lekarską, w 1902 roku przyszła na świat jego córka Izabela, a 14 lutego 1903 roku syn Władysław Wasyl. Gdyby pomieszkał kilka lat dłużej, może nawet doczekałby się ulicy swojego imienia. Historia ze ślubem pokazała, że miał w życiu swoje priorytety, tymczasem w Cieszynie w miarę wolnego czasu starał się wspierać polski ruch narodowy. Razem z żoną składał się na utrzymanie polskiego gimnazjum w Cieszynie, w tym czasie jedynej polskiej szkoły średniej na Śląsku. Niestety, przyszedł feralny 26 września 1903 roku. O godzinie 5 rano hrabia Wincenty Tyszkiewicz wyszedł ze swojego domu w Cieszynie i już nigdy nie wrócił. W gazetach pojawiły się ogłoszenia o jego zaginięciu. - Dr Tyszkiewicz jest brunet, wysoki, szczupły, blady, broda spiczasta, wąsy duże, ciemne oczy i brwi czarne, nosi cwikier. Koło lewego ucha i na prawej dłoni ma bliznę. Ubranie miał ciemno-szare, zarzutkę kawowego koloru, kapelusz czarny, mię[k]ki, filcowy, laskę z korzenia zagiętą, buty zapinane na guziki czarne - pisała "Gwiazdka Cieszyńska". Krakowska policja do Cieszyna "wysłała dwóch najlepszych ajentów", którzy przez kilka dni prowadzili poszukiwania, ale nic nie znaleźli. Pojawiła się fałszywa informacja, jakoby ciało lekarza odnaleziono w Cygańskim Lesie w Bielsku. Z kolei galicyjska prasa puściła w obieg plotkę, że Tyszkiewicz uciekł do Ameryki. Więcej wyjaśniło się na początku 1904 roku. 6 lutego lisy przywlekły ludzką nogę do Kocobędza, 7 lutego znaleziono w Stanisłowicach ciało, a 8 lutego zidentyfikowano je, głównie po skarpetkach z hrabiowską naszywką i inicjałami WT. Przy zmarłym znaleziono flaszeczkę z morfiną, dlatego sądzono, że Tyszkiewicz popełnił samobójstwo. Było to jednak "samobójstwo", z kategorii tych, jakich nie brak w ostatnich latach w polskim życiu publicznym - na ciele Tyszkiewicza były rany, wskazujące na pchnięcie sztyletem i kilka postrzałowych. Trzy lata później, w maju 1907 roku, gruchnęła informacja, że mordercą Tyszkiewicza był Kazimierz Wiktor Galusiński. Był to absolwent lwowskiego gimnazjum (maturował w 1899 roku) i przez pewien czas student prawa na tamtejszym uniwersytecie. W 1903 roku przebywał w Cieszynie dla "studyów etnograficznych". Później znalazł się w Zakopanem, gdzie - mimo młodego wieku - został dyrektorem jarmarku krajowego. Podobno to zleceniodawcy morderstwa Tyszkiewicza postanowili w ten sposób nagrodzić go za wykonanie zadania. "Robotnik Śląski", wydawany przez Tadeusza Regera, sugerował między wierszami, że w mord mogła być zamieszana również Regina Tyszkiewiczowa. - W kilka lat po śmierci hr. Tyszkiewicza był już p[an] Galusiński częstym gościem u hr. Tyszkiewiczowej, która przeniosła się do Zakopanego - możemy wyczytać w jednym z artykułów. Galusiński na intratnym stanowisku dopuszczał się licznych nadużyć. Kiedy już było jasne, że skończy się to kryminałem, protektorzy Galusińskiego, obawiając, aby ich nie zdradził, załatwili mu orzeczenie o chorobie umysłowej i poradzili wyjazd do Monako. Galusiński jednak przyzwyczaił się do łatwych pieniędzy i po drodze wstąpił do Genui, gdzie próbował okraść i zamordować kasjera bankowego. Złapany na gorącym uczynku, wykpił się orzeczeniem o niepoczytalności. Przy tej okazji niektóre gazety zaczęły wiązać Galusińskiego z tajemniczą śmiercią hrabiego Tyszkiewicza. Dementi zamieściła krakowska "Nowa Reforma": - Otóż, jak nam z Bielska donoszą, doniesienie to nie jest zgodne z prawdą, bo obdukcja sądowa wykazała, że hr. Tyszkiewicz się otruł. Prasa wydawana na Śląsku Cieszyńskiego nie wracała już do tematu zaginięcia i zgonu wydziedziczonego hrabiego, a zabójstwo Wincentego Tyszkiewicza pozostaje jedną z największych cieszyńskich zagadek kryminalnych z początku XX wieku.
|
reklama
|
Zapewne większą, cieszyńską zagadką kryminalną z końca XX wieku jest śmierć dwóch wyższych rangą celników.
Do zdarzenia doszło w biały dzień na przejściu przy ulicy Zamkowej. Do dzisiaj nie odpowiedziano na pytanie, jak to się mogło stać, że w tym samym czasie umierają w jednym biurze dwaj celnicy, gdzie za drzwiami odbywa się normalny ruch graniczny?
Skorumpowany do szpiku kości aparat celny skutecznie radzi sobie do dzisiaj z takimi rewelacjami.
Co niektórzy jego przedstawiciele dzisiaj piastują wysokie funkcje publiczne.
Świetny Artykuł! Gratulacje dla MMT!
Dodaj komentarz