, czwartek 25 kwietnia 2024
Scena Polska: Tym razem bez happy endu
Loman nie może pojąć, dlaczego inni się dorobili, a jego rodzina nie. W tym celu sięga do przeszłości, analizuje wszystkie zdarzenia, szukając tego elementu, który wykoleił jego dążenia do mitycznego Eldorado. fot: mat. pras.



Dodaj do Facebook

Scena Polska: Tym razem bez happy endu

10 października na deskach Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego odbyła się pierwsza w sezonie artystycznym 2015/2016 premiera. Widzowie mogli obejrzeć "Śmierć komiwojażera” w reżyserii Bogdana Kokotka.

Przedstawienie zostało pokazane także w ramach XV Festiwalu Teatrów Moraw i Śląska, który odbył się w Teatrze Cieszyńskim w dniach 2 - 7 listopada.

"Śmierć komiwojażera” to sztuka z 1949 roku jednego z najwybitniejszych dramaturgów amerykańskich, Artura Millera. Jest to zarazem najlepiej znany i najczęściej wystawiany także w polskich teatrach dramat Millera. Polskim widzom może być również znana ekranizacja "Śmierci komiwojażera” w reżyserii Volkera Schlöndorffa z 1985 roku, w której w główną rolę objazdowego sprzedawcy wcielił się Dustin Hoffman.

W dramatach Millera najczęstszym motywem jest zderzenie jednostki z pokrętną i nierzadko krwiopijczą machiną gospodarki wolnorynkowej. Dramaturg analizuje poszczególne przypadki starannie nakreślonych bohaterów i nie uogólnia. Przedstawia jednostkowy przypadek, a szerszą interpretację pozostawia odbiorcy. Bohaterowie Milllera są unurzani w żądzy pieniądza i pochłonięci mitem od pucybuta do milionera. Niezależnie od predyspozycji każdy z nich bezwzględnie wierzy, że zasługuje na amerykański sen. W tej dość naiwnej wierze jest coś ludzkiego, Miller mimo wszystko nadaje bohaterom ludzki rys - to postaci zdolne do poświęceń, miłości, oddania i wzruszeń. Jednak dla bohaterów ogarniętych "gorączką złota” zawsze jest za późno, by zrozumieć, co jest najważniejsze w ich życiu. W tym tkwi ich tragizm.

Willy Loman (Mariusz Osmelak) jest objazdowym sprzedawcą, który dochodząc do sędziwego wieku, z goryczą stwierdza, że całe życie wyczekiwany spektakularny sukces nie nadszedł. Dla Lomana ten sukces równoznaczny jest z prestiżem i bogactwem. To jest coś, co mogłoby go wyróżnić wśród szarych mas i dać powód do zazdrości kolegom i sąsiadowi (Ryszard Pochroń). Tymczasem w kuchni ich domu kupionego na kredyt żali się żonie Lindzie (Anna Paprzyca), że wszyscy nim pomiatają. Nieosiągalnym ideałem jest krewny Lomanów, legendarny wuj Ben (Janusz Kaczmarski), który mając lat 17, wyjechał z domu, a mając lat 21, był już milionerem. Loman uparcie wierzy, że jeśli jemu nie wyszło, to ludźmi sukcesu zostaną chociaż jego synowie: Biff (Tomasz Kłaptocz) i Haping (Grzegorz Widera). Niestety, synowie także nie zrealizowali marzeń ojca. "Jeden zabijaka, a drugi kobieciarz” - podsumowuje pewnego dnia ich matka.

Loman nie może pojąć, dlaczego inni się dorobili, a jego rodzina nie. W tym celu sięga do przeszłości, analizuje wszystkie zdarzenia, szukając tego elementu, który wykoleił jego dążenia do mitycznego Eldorado. Błądzenie we wspomnieniach staje się jednak niebezpieczną obsesją. Komiwojażer powoli zatraca kontakt z rzeczywistością, nie umiejąc oddzielić snu od jawy. Chore sny połączone z determinacją oraz wciąż żarzącymi się w nim miłością do rodziny i chęcią zagwarantowania jej dobrobytu doprowadzą bohatera do ostateczności.

Bogdan Kokotek odpowiedzialny za reżyserię i scenografię spektaklu zdecydował się na niezmienną scenografię przedstawiającą jednopiętrowy dom, po którego pokojach, schodach i podestach przemieszczają się aktorzy. Ten dom w centrum akcji jest jeszcze jednym milczącym bohaterem tego przedstawienia. Początkowo to on był celem rodziny Lomanów, ale kupiony na kredyt stał się z czasem kulą u nogi i więzieniem, a nie ciepłym gniazdkiem dla kochającej się rodziny.

"Śmierć komiwojażera” trudno wystawić na scenie, ponieważ Miller tak zbudował ten dramat, że wydarzenia z przeszłości i teraźniejszości wciąż się ze sobą przenikają. Flashbacki głównego bohatera i senne retrospekcje z pewnością znacznie łatwiej przedstawić w filmie niż na scenie. Na teatralną interpretację "Śmierci...” po prostu trzeba mieć pomysł, a tego trochę w przedstawieniu Sceny Polskiej zabrakło. Dziwiły i nieco śmieszyły nagłe przebieranki Kłoptocza i Widery za dorastających chłopców, ich doprawione brzuchy i podciągnięte spodnie. Elementy retrospekcji można było przedstawić, sięgając do narzędzi multimedialnych, na przykład prezentując zdarzenia z przeszłości w formie filmu-projekcji lub całkiem zrezygnować z dosłowności i pójść w kierunku metaforyki. Jednak pozostałe fragmenty tego przedstawienia wypadły przekonująco, a to głównie dzięki aktorom, którzy uwypuklili wszystkie napięcia tej sztuki i grali z zaangażowaniem. W "Śmierci komiwojażera” Sceny Polskiej są mocne aktorskie sceny, które wywołują dreszcze. To najczęściej momenty, gdy aktorzy pozbawieni balastu scenografii czy rekwizytu po prostu mierzą się ze świetnym i dojmującym tekstem Millera.

Komentarze: (0)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama