Przeklęty młyn w ŁyżbicachW 1680 roku przez Wędrynię przejeżdżali jacyś możni panowie, którzy zmierzali z Węgier do Saksonii. Po drodze zgubili skrzynię z pieniędzmi. Odnalazł ją Michał Sztefek, młynarz w Łyżbicach i schował. Panowie szukali swojej zguby, byli nawet w Łyżbicach, ale Sztefek nie powiedział, co znalazł. W końcu możni uznali, że to ich słudzy ukradli i ukryli gdzieś pieniądze - i ukarali ich śmiercią. Sztefek długo nie cieszył się pieniędzmi. 19 lutego 1681 roku spłonął młyn w Łyżbicach, a w pożarze zginął młynarz z żoną, teściową, trojgiem dzieci i służącą. Zgliszcza przeszukiwał później ze swoimi hajdukami Adam Borek, marszałek Księstwa Cieszyńskiego i właściciel Wędryni. Znalazł bryłę ze stopionych pieniędzy, ukrytych przez Sztefka, i kazał z niej zrobić monstrancję. Tę historię w 1754 roku opowiadał proboszczowi Hackenbergowi z Wędryni staruszek Jan Rybka, który był jednym z owych hajduków Adama Borka. We wsi mówiono, że młyn jest przeklęty i klątwa będzie spoczywać na nim aż do 7. pokolenia. W XIX wieku młyn płonął dwukrotnie. W pożarze 28 listopada 1833 roku zginęło 7 osób; ocalał jedynie gospodarz i jego matka. Pożar z 24 marca 1888 roku nie pochłonął ofiar śmiertelnych, ale szkodę oszacowano na ogromną wówczas kwotę 28 700 złotych. Jeszcze w tym samym roku młyn odbudował Jerzy Grycz, znany polski działacz narodowy. 31 października 1910 roku, jak pisał "Poseł Ewangelicki": nader tragiczną śmiercią zszedł z tego świata (nr 46 z 12 XI 1910, s. 5). Więcej szczegółów podała "Gwiazdka Cieszyńska": zginął straszną śmiercią znany na Śląsku ś.p. Jerzy Grycz, właściciel młyna w Łyżbicach w 56. roku życia. Odnowiano u niego szopę; przy podstawianiu spadł dach na niego a walące się belki złamały mu kręgosłup. Zabiło go na miejscu. Z wielkim trudem wydobyto nieżywego po 15 minutach (nr 89 z 5 XI 1910, s. 3).
|
reklama
|
Dodaj komentarz