Plan prawie doskonały, czyli "Morderstwo w hotelu""Morderstwo w hotelu" to sztuka dwóch amerykańskich autorów Rona Clarka i Sama Bobrecka, którą w polskiej adaptacji dla warszawskiego Teatru Gudejko wyreżyserował Jerzy Bończak. Teatr ten nie posiada własnej siedziby, jest częścią największej i najstarszej w Polsce agencji aktorskiej Gudejko. Od 1999 roku, kiedy to "Morderstwo w hotelu" odniosło sukces frekwencyjny, agencja rozpoczęła regularną produkcję komedii teatralnych, w których obsadza gwiazdy seriali i sprzedaje spektakle w całej Polsce. Ot, taka masowa produkcja dla rządnych komercyjnej rozrywki rodaków. Ale do rzeczy. Każdy kto kiedykolwiek spędził noc w hotelu wie, że gdyby ściany pokojów hotelowych potrafiły mówić, z pewnością dostarczyłyby wielu nieprawdopodobnych opowieści. Jedną z takich historii wyreżyserował i zagrał dla nas Jerzy Bończak. Aktor wcielił się w rolę Paula Millera - zdradzonego męża pięknej i zmysłowej Arlene ( w tej roli Magdalena Wójcik), zakochanej po uszy w swoim dentyście Mitchellu Lavell (Piotr Polk). Akcja spektaklu rozgrywa się w trzech odsłonach, w pokoju hotelowym nr 997. Zawsze przy udziale tych samych osób, zmieniają się tylko pory roku. Warto wspomnieć o scenografii autorstwa Wojciecha Stefaniaka, która bardzo precyzyjnie odzwierciedliła amerykański styl lat 80, po odsłonięciu kurtyny nie mamy wątpliwości, że znajdujemy się w pokoju hotelowym. W każdym z trzech aktów ktoś z zimną krwią planuje mord. Niestety, powszechnie wiadomo, że morderstwo doskonałe nie istnieje, dlatego co innego ułożyć wyrachowany plan, a co innego z pełną konsekwencją wcielić go w życie. Bohaterowie choć przewidywalni w swoich zachowaniach, kochają się i nienawidzą na przemian, rozśmieszyli cieszyńskich widzów do łez. Trójka warszawskich aktorów zagrała bardzo dobrze, z fantazją i polotem oddając indywidualizm każdej postaci. Szczególnie ujął mnie Jerzy Bończak, którego nie podejrzewałam o tak duży talent komediowy i bądź co bądź talent reżyserski. Umiejętnie zaprosił nas do udziału w zbiorowej terapii śmiechem. A z uwagi na to, że nie jest to terapia wstrząsowa, szybko się o niej zapomina. A chciałoby się tak pójść do cieszyńskiego teatru i przeżyć coś więcej niżeli salwę śmiechu.
|
reklama
|
Dodaj komentarz