Julian Przyboś? Nie znamCieszyn, centrum miasta, ulica nieopodal Rynku, a przy niej kamienica - jedna z wielu, niczym się nie wyróżniająca. No może poza dużym sklepem spożywczym, który zajmuje niemal cały parter. A gdzieś między logo marketu a budką z warzywami wisi na murze tablica: „W domu tym mieszkał Julian Przyboś - wielki poeta nowator, związany z Cieszynem w latach 1927-1939 twórczością i pracą nauczycielską”. Zainteresowany pytam pani z warzywniaka, która właśnie sprzedaje komuś pomidory, kto mieszka teraz w kamienicy. Nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie, z pomocą przychodzi jednak pan od pomidorów. - Teraz kamienica jest prywatna, na górze mieszkają młodzi ludzie, a o Przybosiu nikt w Cieszynie już nie pamięta - mówi. Dziękuję za informację, jednak nie do końca chcę wierzyć w to, że historia tego autora związanego z Cieszynem została sprowadzona do jednego zdania, zasłoniętego do połowy skrzynkami ziemniaków. Wyciągam telefon i z nadzieją szybko wpisuję „Julian Przyboś Cieszyn”. Pojawiają się pierwsze wyniki. Moje małe śledztwo doprowadza do pierwszego odkrycia - Cieszyn uhonorował Przybosia w jeszcze inny sposób, mianowicie nazwał jego imieniem ulicę. Następnego dnia, z samego rana, ochoczo ruszam w poszukiwaniu ulicy Juliana Przybosia. I jakie jest moje zaskoczenie, gdy wchodzę na dziurawą uliczkę, na dodatek ślepą, przy której stoi kilka domów jednorodzinnych. - Czy to koniec? Tylko na tyle było stać władze Cieszyna? - pytam sam z siebie z lekkim niedowierzaniem. Obok ulice Niemcewicza i Staffa - ten drugi zasłużył przynajmniej na coś, co ma dwa końce. Niezrażony postanawiam wypytać mieszkańców, jak to jest z tym Przybosiem. W końcu mieszkają tutaj pewnie całe życie, to i może nawet jego tomiki stoją dumnie w ich domowych biblioteczkach. Mój optymizm nie trwa długo. Koło pierwszego z domów krząta się starszy pan. Myślę sobie, że to dobry znak. Taki to może nawet pamiętać Przybosia. Nie osobiście, ale może chociaż z opowieści rodziców albo dziadków. Nic z tego. Spośród szczekania psów udaje mi się usłyszeć: „Przyboś? A cholera wiem, kim on tam był. No mieszkam tu, ale się nigdy nie interesowałem kto to.” I tak dom za domem. Doszedłem do ślepego zakończenia uliczki. Zwiedzanie „przybosiowej dróżki” nie trwało zbyt długo. Zrezygnowany dostrzegam moją ostatnią szansę - osobę, która może uratować honor mieszkańców. Z naprzeciwka zmierza młoda dziewczyna, na oko dwudziestoletnia. Podbiegam i już po chwili wiem - żaden z mieszkańców tej ulicy nie ma pojęcia, kim jest postać, której nazwisko znajduje się w ich dowodach osobistych. Od dziewczyny słyszę jednak słowa, które każą mi skierować swoje kroki gdzie indziej: „Cieszyn nie promuje artystów, którzy tu mieszkali i tworzyli”. Urząd Miasta - to miejsce, do którego powinienem się udać. Zanim to jednak robię, postanawiam skontaktować się Działem Upowszechniania Kultury Cieszyńskiego Ośrodka Kultury. Udaje mi się dodzwonić do Reginy Bandarewicz - osoby, która jest odpowiedzialna za promocję na terenie całego Cieszyna. Przedstawiam się i opisuję sprawę, w której dzwonię, a następnie próbuję umówić się na spotkanie - bezskutecznie. Pani początkowo tłumaczy się urlopem, ostatecznie obiecuje jednak przekazać wszystko swojej zastępczyni i oddzwonić jeszcze tego samego dnia. Telefonu zwrotnego nie otrzymałem. Zrezygnowany udaję się na rozmowę do Wydziału Kultury i Turystyki w cieszyńskim Urzędzie Miasta, gdzie czeka już na mnie Renata Karpińska - główny specjalista do spraw promocji miasta Cieszyn. Pojawia się iskierka nadziei. Dowiaduję się, że trwają prace nad przewodnikiem po Cieszynie, który ma być skierowany do dzieci. Znajduje się w nim informacja o domu, w którym w okresie międzywojennym mieszkał Przyboś. Podane są nawet tytuły tomików, które powstały na Górnym Rynku 2. Renata Karpińska zapewnia, że książka będzie wydana jeszcze w tym roku. Z rozmowy dowiaduję się także o wcześniejszych planach, które niestety musiały zostać odłożone. - Był taki pomysł, aby w Cieszynie pojawiły się wmurowane w ulice kamienie, na których widniałyby fragmenty wierszy Przybosia, opisujące dane miejsca - mówi Karpińska. - Miasto zostałby w ten sposób oznakowane poezją tego wielkiego twórcy, który tak chętnie pisał o Cieszynie. Niestety pomysł pozostał w sferze planów, ze względu na problemy z uzyskaniem zgody na wykorzystanie wierszy od obecnych właścicieli praw autorskich - dodaje. Z Urzędu Miasta wychodzę wprost na Rynek, na którym postanawiam dokończyć swoją małą sondę uliczną. Szukam głównie osób młodych - licealistów. Może uda mi się nawet znaleźć kogoś, kto uczęszczał do II Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika, w którym to do II wojny światowej języka polskiego uczył Przyboś. Spotykam młode cieszynianki. W odpowiedzi na pytanie o poetę słyszę: „Przyboś? Nie znam”. Chwilę później natrafiam na tegoroczne maturzystki - absolwentki szkoły, której mury pamiętają jeszcze wielkiego poetę. Ania i Beata po chwili namysłu zgodnie stwierdzają: „Przyboś to poeta.” - pierwszy sukces! Zachęcony pytam dalej: „Może jesteście w stanie powiedzieć o nim coś więcej?” Co prawda w odpowiedzi słyszę, że poczciwy Julek był Skamandrytą (główny zainteresowany nie byłby raczej zachwycony z takiego przyporządkowania), jednak przecież i Awangarda, i Skamander tworzyli w dwudziestoleciu międzywojennym - każdemu mogło się pomylić. Nie zapominajmy jednak, że rozmawiam ze świeżo-upieczonymi absolwentkami liceum, w którym polonistą był Przyboś. I tutaj pojawiają się schody. - To on u nas uczył? Przez dwanaście lat? Naprawdę?! - dziewczyny są wyraźnie zaskoczone. Następnie postanawiam skonfrontować ich wypowiedź z kimś, kto uczy w II LO. No tak, są wakacje. Dotarcie do jakiegoś polonisty będzie graniczyć z cudem. Ale przy odrobinie szczęścia może uda mi się zastać sekretarkę, a kto wie, może i nawet samego dyrektora. Dyrektora nie było. Na szczęście w sekretariacie przywitała mnie sympatyczna pani w średnim wieku, dzięki której stałem się posiadaczem numeru do Joanny Gawlikowskiej - emerytowanej polonistki, która przed laty uczyła w Liceum im. Kopernika. - Nazywam się Gaweł Janik i dzwonię do pani, ponieważ chciałbym porozmawiać chwilkę o Julianie Przybosiu - tymi słowami zjednałem sobie sympatię nauczycielki. - Bardzo się cieszę, że ktoś wreszcie zainteresował się postacią Przybosia oraz pamięta o tym, że przez tak wiele lat był związany z naszym liceum - odparła nauczycielka. - W księdze pamiątkowej naszej szkoły, którą miałam okazję współtworzyć, znalazła się o nim informacja, jednak pozycja ta znajduje się w szkolnym archiwum, do którego dostęp jest mocno utrudniony. Nie tylko dla uczniów, ale także dla nauczycieli - dodała. - Kto więc może pokazać mi tę książkę? - pytam, a w odpowiedzi pada informacja, że tylko dyrektor. Zgodnie z poradą udaję się na rozmowę z Kazimierzem Kabieszem - dyrektorem liceum. Dobra passa nie mogła jednak trwać wiecznie. W ostatniej chwili nasze spotkanie zostaje odwołane. Ja jednak nie mam zamiaru tak łatwo odpuścić. Na stronie internetowej szkoły znajduję numer telefonu, dzięki któremu łączę się bezpośrednio z gabinetem dyrektora. Już po pierwszym zdaniu wiem, że to nie będzie miła konwersacja. - A co ja mam niby Panu powiedzieć? To było tak dawno, kiedy on tu pracował, że nikt już o tym nie pamięta i nie jest tym zainteresowany. Jeżeli gdzieś szukać jeszcze miejsc, w których Przyboś jest wciąż żywy, to Biblioteka Miejska oraz Muzeum wydają się być ostatnimi bastionami, którym udało się wygrać w tej nierównej walce. Pierwszym miejscem, w które kieruje swoje kroki, jest gabinet Izabeli Kuli - dyrektorki Miejskiej Biblioteki w Cieszynie. - Faktycznie, biblioteka w ostatnich latach nie robiła niczego specjalnego w kierunku promocji Przybosia - informuje Kula. - Jeśli natomiast chodzi o czytelnictwo i wypożyczanie jego tomików, to muszę przyznać, że nie cieszą się one zbyt dużą popularnością. Chociaż kilka lat temu wydaliśmy książkę, w której opisani zostali twórcy związani z Cieszynem. Jeden z rozdziałów dotyczy Przybosia i jego okresu cieszyńskiego. Jednak raczej nikt tego nie czyta - dodaje niewzruszona tym faktem bibliotekarka. Ostatnim przystankiem w mojej podróży śladami Juliana Przybosia jest Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Kieruję się bezpośrednio do Działu Sztuki, którym kieruje Irena Prengel-Adamczyk. - W naszym Muzeum nie było żadnej wystawy poświęconej jego osobie i twórczości, przynajmniej jeśli chodzi o ostatnie trzydzieści lat - kwituje kobieta. Ja jednak nadal dopytuje. Ciekawi mnie czy istnieje jakieś racjonalne wytłumaczenie, które usprawiedliwiałoby brak Przybosia w Muzeum Śląska Cieszyńskiego. - Odpowiedź jest bardzo prosta. Nie jest to spowodowane naszą ignorancją czy też brakiem pamięci o dwunastoletnim okresie twórczym Przybosia na ziemi cieszyńskiej. My po prostu nie dysponujemy żadnymi eksponatami, które mogłyby zostać wykorzystane do takiej wystawy. Większość pamiątek po poecie oglądać można w muzeum biograficznym jego imienia, znajdującym się w rodzinnej Gwoźnicy - dodaje Prengel-Adamczyk. To już koniec mojego śledztwa. W ręce trzymam coś, co miało pozwolić Przybosiowi zostać zapamiętanym, przetrwać, mimo upływu czasu - tomik jego poezji. Przerzucam kolejne kartki, czytam o tym, że Cieszyn to dla niego „najpiękniejszy kraik Polski”, zachwycam się plastycznym opisem „świtu nad Olzą” i jestem rozżalony. Bo w miejscach, które z takim pietyzmem opisał w swych utworach, dzisiaj już nikt o nim nie pamięta. Dalej czytam fragment wypowiedzi Alfreda Łaszowskiego, który tak pisał o pobycie Przybosia w Cieszynie: „Żył w całkiem innym wymiarze. Trwał w stanie dumnego odosobnienia, sam wśród ludzi, których zaledwie w swym otoczeniu dostrzegał”. I już wiem, że to nie ludzie, których tutaj spotkał, rozkochali Przybosia w tym mieście. To „przestrzeń tu w Cieszyńskiem porywa ku sobie. Złączony jestem z ziemią tą, z tymi pagórkami”. Może to jednak nie przypadek, że to właśnie ta mała, cicha, odosobniona uliczka na pagórku została nazwana jego nazwiskiem...?
|
reklama
|
Nikt Panu nie powiedział? Cieszyniacy go strasznie nielubili. Po pierwsze był obcy - a to jest tutaj niewybaczalna "wada genetyczna". Po drugie był wyniosły i podobno złośliwy (tak powiedział mi pewien dziadek, który był jego uczniem - "Złośliwy karzeł"). A po trzecie miał bulwersujący romans z uczennicą, zakończony jej śmiercią. No i po czwarte nikt nie rozumiał, a tym bardziej nie cenił jego poezji.
Jak zwykle dyrektor Kopernika sympatią i kulturą nie grzeszy
Ciekawy tekst
George Orwella autorstwa są te dosadne zdania, cytuję dosłownie:
"Zapamiętajcie, że za nieszczerość i tchórzostwo zawsze trzeba płacić. Nie wyobrażajcie sobie, że przez całe lata można uprawiać służalczą propagandę na rzecz radzieckiego czy innego reżimu, a potem powrócić nagle do intelektualnej przyzwoitości. Raz się sqrwisz - qrwą zostaniesz."
swietny tekst pokazujący stan świadomosci o twórcach artystach z tego miasta nastepny tekst proponuję o ANDRZEJU SZEWCZYKU .........
Po marcowych wydarzeniach 1968 roku odbył się zjazd Związku Literatów Polskich w Bydgoszczy .
Na zjazd przyjechał Stefan Olszowski (sekretarz KC PZPR), który podczas swojego wykładu będącego pouczeniem na temat tego, jak i co pisać, zacytował Gomułkę: „Partii naszej potrzebna jest literatura, która by współuczestniczyła w wielkim dziele przetwarzania świadomości człowieka, duszy narodu, mądrze i daleko widziała cele socjalizmu, zdobywała i porywała dla nich ludzi”.
Olszowskiego spiesznie poparł Julian Przyboś reprezentant naszego regionu, mówiąc o triumfie idei marksizmu w interpretacji leninowskiej i konieczności przygotowania w okresie budowy ustroju socjalistycznego specyficznych dzieł literackich.
Dodaj komentarz