Cieszyński akcent zamachu w SarajewieFeralnego dnia miały miejsce dwa zamachy na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Pierwszy się nie udał, dzięki reakcji kierowcy limuzyny, wiozącej austriackiego następcę tronu - przyspieszył, a rzucony granat odbił się od drzwi samochodu i… zranił dwudziestu gapiów. Arcyksiążę Franciszek Ferdynand dość sceptycznie odnosił się do kontynuowania podróży po ciasnych uliczkach Sarajewa. - Jak pan myśli, czy będzie jeszcze jakiś zamach na mnie? - zapytał Potiorka. - Proszę jechać spokojnie. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność - odparł generał. Kiedy ludzie z otoczenia arcyksięcia zaczęli bardziej naciskać, Potiorek się zdenerwował. - Myślą panowie, że Sarajewo jest pełne zamachowców? - powiedział wściekły. Okazuje się, że jednak było. O godzinie 10.50 niejaki Gawriło Princip oddał dwa strzały w kierunku limuzyny, którą jechali arcyksiążę Franciszek Ferdynand, jego żona - Zofia von Chotek, gubernator Bośni - generał Oskar Potiorek i hrabia Franz Harrach. Kiedy rozległ się pierwszy strzał, który ugodził księżnę w prawy bok, księżna upadła na arcyksięcia. "Co ci się stało?" - krzyknął arcyksiążę i podniósł się do połowy w automobilu, chcąc żonie pospieszyć z ratunkiem. W tej chwili rozległ się drugi strzał. Arcyksiążę wyciągnął przed siebie ręce i opadł na siedzenie. Kula trafiła go w szyję i przerwała mu arteryę. Krew trysnęła strumieniem i zalała mu cały przód munduru. Automobil ujechał jeszcze około dziesięciu kroków, poczem stanął. Szef rządu krajowego, Potiorek, który siedział naprzeciw arcyksięcia, rzucił mu się na pomoc i rozerwał mu mundur na piersiach ("Gwiazdka Cieszyńska"). Pojawiła się nawet teoria, że za zamachem stał Potiorek, szukający pretekstu do wybuchu wojny austriacko-serbskiej. Rzeczywiście, jego podejście do zasad bezpieczeństwa było karygodne (w dniu wizyty arcyksięcia oczyścił Sarajewo z wojskowych), ale z drugiej strony w czasie procesu sam Princip przyznał, że chciał zastrzelić arcyksięcia i Potiorka; księżna przypadkowo dostała kulę przeznaczoną dla tego ostatniego. Sam Oskar Potiorek, mimo, że swoją głupotą pomógł zamachowcom, został później dowódcą armii austro-węgierskiej w wojnie przeciwko Serbii - dodajmy, że dowódcą fatalnym. 24 grudnia 1914 roku cesarz Franciszek Józef sprawił najpiękniejszy prezent podkomendnym Potiorka i odesłał generała w stan spoczynku. Jeśli chodzi o cieszyńskie korzenie Potiorka, w listopadzie 1914 roku "Dziennik Cieszyński" zaskoczył swoich czytelników tytułem "Generał Potiorek - Ślązakiem”, przedrukowując artykuł z "Gwiazdki Cieszyńskiej". Można było w nim przeczytać, że "Oskar Potiorek, zwycięski komendant wojsk bałkańskich, pochodzi z śląskiej rodziny z Mistrzowic przy Cieszynie". Będąc precyzyjnym, to Pociorkowie (Potiorek jest wersją zgermanizowaną) pochodzili z Koniakowa, będącego częścią ówczesnej gminy Mistrzowice (dziś w granicach Czeskiego Cieszyna). Ojciec generała uczył się w gimnazjum w Cieszynie, był szkolnym kolegą Jana Demela (późniejszego burmistrza miasta). Z kolei brat dziadka, ksiądz Józef Pociorek, stworzył fundusz stypendialny dla uczniów cieszyńskich szkół średnich.
|
reklama
|
ten człowiek, co to nie umiał ...- o JarKacza ci chodzi?
Drukowane literki czytaj na głos, najlepiej kilka razy.
PS. Chodziło o generała.
"Historia jest najlepszą nauczycielką życia", bo uczy nas, że jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła. Nasze obecne BOR (Biuro Ochrony Rządu) wykazało się zarówno w Smoleńsku jak i w restauracji "Sowa i przyjaciele" podobną niefrasobliwością jak bohater artykułu generał Oskar Potiorek.
Ostatnio człowiek, który nie był w stanie zapewnić bezpieczeństwa prezydentowi Polski 10 kwietnia, miał tupet w TVN oceniać pracę agentów Secret Service ochraniających prezydenta USA podczas jego ostatniej wizyty w Warszawie - Nie zauważyłem jakiegokolwiek mankamantu (....) - powiedział z miedzianym czołem emerytowany generał.
Dodaj komentarz