Skoczów: Napięcia wokół nieczynnej kładkiW czasie ulew w maju br. kładka łącząca ulice Katowicką i Sportową w Skoczowie została poważnie uszkodzona. Po przekroczeniu stanu alarmowego na rzece został zniszczony fundament podpory, przez co obecnie kładka nie może być używana, bo jest to zbyt niebezpieczne. Po oszacowaniu strat Miejski Zarząd Dróg w Skoczowie zgłosił szkodę powodziową w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim i liczył na środki, dzięki którym kładka zostanie rozebrana, a w jej miejsce powstanie nowa. W maju burmistrz Skoczowa, Janina Żagan obiecywała, że kładka zostanie odbudowana najdalej do końca tego roku. - Rzeczywiście tak powiedziałam, ale myślałam, że ten remont zostanie pokryty z budżetu gminy. Tymczasem otrzymaliśmy informację, że dostaniemy na ten cel promesę w wysokości 80% kosztów. Jeśli państwo radni nie chcą czekać z remontem za cenę finansowania całości z środków wewnętrznych, to proszę bardzo - powiedziała podczas sesji burmistrz, Janina Żagan. Tymczasem okazało się, że są jeszcze dalsze problemy. Mieszkańcy mimo zakazu i tak poruszają się zamkniętą kładką albo przedostają się na drugą stronę Wisły, używając mostu kolejowego, który przebiega kilkaset metrów dalej. Nie ma tam jednak chodnika i przejście jest niebezpieczne. - Dotarły do mnie skandaliczne informacje, że na osoby przechodzące mostem kolejowym straż miejska nakłada mandaty karne, a szczególne obławy strażnicy szykują na pracowników pobliskiej Kuźni Polskiej - powiedziała radna, Beata Branc Gorgosz. - To jest niepoważne. Jeśli ci ludzie i tak mają utrudnione życie przez przeciągający się remont kładki pieszo-rowerowej, to chociaż nie karzmy ich mandatami - apelowała radna. Jednak komendant straży miejskiej w Skoczowie, Arytur Tyrna zdecydowanie zaprzecza pogłoskom, jakoby straż miejska przygotowywała tam jakiekolwiek obławy. - Nie nałożyliśmy ani jednego mandatu za przechodzenie mostem kolejowym, chociaż oczywiście moglibyśmy to zrobić, bo panuje bezwzględny zakaz wchodzenia na ten most - powiedział podczas sesji. Radna Branc-Gorgosz zaapelowała jednak, by wstrzymać ten zakaz do czasu odremontowania kładki. - I tak przejeżdżają tamtędy góra dwa pociągi dziennie - argumentowała. - Ma pani złe informacje, bo jeździ tam więcej pociągów. Nigdy nie podejmę decyzji, żeby pozwolić ludziom tamtędy chodzić, bo to jest zbyt niebezpieczne - zamknęła dyskusję burmistrz, Janina Żagan. Przypomnijmy, że do czasu uzyskania promesy nie rozpoczną się prace remontowe kładki na rzece Wiśle. - Do Wojewody Śląskiego przekazano już wszelkie niezbędne dokumenty i protokoły, do których została zobowiązana gmina Skoczów, starając się o promesę na naprawę szkód powodziowych. Czekamy na zatwierdzenie jej przez ministerstwo - informowała pod koniec lipca br. Dorota Kochman z Urzędu Miejskiego w Skoczowie. - Trwają prace projektowe, uzyskiwane są potrzebne pozwolenia. Budowa nowej kładki rozpocznie po otrzymaniu środków z budżetu państwa - dodała Kochman.
|
reklama
|
Są jakieś "Napięcia wokół nieczynnej kładki"? Jak to być może?
Przecież zaledwie miesiąc temu donoszono nam, że Skoczów zwycięsko, bo z tarczą wychodzi po majowej powodzi.
A swoją drogą gdyby taki problem z mostkiem miał miejsce dajmy na to w Pogórzu to chyba by było już dawno po temacie, nie bacząc na koszta.
Dodaj komentarz