Rudzica i Pogórze wciąż wstrząśnięte po sobotniej tragedii— Dlaczego to on? Dlaczego Grzesiu? Taki dobry chłopak — Czesław Godziek, wujek Grzegorza, spogląda smutno na piętro domu, w którym mieszka z bratem Józefem. To ich ojcowizna. Tutaj od małego mieszkał też Grzesiek. Tuż za płotem mieszka reszta rodziny Grzegorza, ojciec, rodzeństwo. — W głowie mi się to nie mieści. Straszna tragedia — Anna Kucharczyk, sąsiadka Godźków, załamuje ręce. Złego słowa na Grześka nie powie. Grzeczny, ułożony. Tym trudniej zrozumieć, że mógł zabić. Ania miała tylko 20 lat. Wszyscy ją lubili. W rodzinnym Pogórzu i oddalonej o kilkanaście kilometrów Rudzicy, skąd pochodził Grzesiek. — Fajna dziewczyna, miła, zawsze uśmiechnięta — mówią ci, co ją znali. Grześka poznała trzy lata temu. Był od niej starszy o sześć lat. Zaczęli ze sobą chodzić. Grzesiek zamieszkał w Pogórzu, u Ani. Z czasem jednak w ich związku coś się popsuło. Stał się chorobliwie zazdrosny, urządzał jej awantury. W maju Ania postanowiła, że to koniec. Grzesiek spakował rzeczy i wrócił do domu wujków. — Bardzo się zmienił — opowiada sąsiadka. Chodził osowiały, mało się odzywał. Wychudł. — To było pół Grzesia. Załamał się — dodaje. Grzesiek nie mógł się pogodzić z decyzją Ani. Chodził za nią, błagał, by wróciła. Ona odpowiadała, że musi się zmienić. Miesiąc temu wynajął mieszkanie w Pogórzu. Którejś nocy wszedł przez okno do pokoju Ani. Przyłożył jej nóż do szyi. — Będziesz albo ze mną, albo z nikim — groził. Wtedy Ania jakoś go ubłagała. W sobotni ranek w domu wujów Grześka nie było nikogo. — Miał klucze. Zawsze mógł wejść — mówi Czesław Godziek. Chłopak przekonał byłą dziewczynę do przyjazdu, obiecując spotkanie z instruktorem prawa jazdy (Ania przygotowywała się do egzaminu). Lekcja miała być tańsza, po znajomości. Dlatego Ania zgodziła się. Do żadnego spotkania z instruktorem jednak nie doszło. Grzesiek zaprowadził Anię na strych. Wyjął kuchenny nóż i poderżnął jej gardło. Po paru godzinach zabił siebie. Już po śmierci Ani wysłał bratu Łukaszowi sms-a, by szykowali pieniądze na pogrzeb. Około 15.30 ciała młodych znaleźli wujowie Grzegorza. Na stole stała damska torebka, obok leżał zegarek. W domu panowała kompletna cisza. Od sobotniego popołudnia okna strychu pozostawiono otwarte na oścież. — Nie wejdę tam. Może dopiero po pogrzebie — mówi pan Czesław. W niewielkim budynku obok, przy kuchennym oknie siedzi ze spuszczoną głową ojciec Grzegorza, Stanisław. — To syn mój był... — mówi cicho nie podnosząc wzroku.
|
reklama
|
niestety,miała pech i trafiła na wariata.
wielka tragedia,mógł się przecież powiesić,
co dziewczyna winna,że nie chciała debila!!!
nieistety, z miłości robi się różne głupie rzeczy........
miłosc?? w tym przypadku nie ma mowy a miłosci tylko o ciezkiej chorobie jaka jest zazdrosc!! a dziewczyna nie zdawała sobie z tego sprawy do czego moze doprowadzic
Dodaj komentarz