Ratowników jak na lekarstwoBy zostać ratownikiem górskim, nie wystarczy miłość do gór. Najpierw jest egzamin, który odsiewa większość chętnych. Muszą się bowiem wykazać sprawnością fizyczną i świetną jazdą na nartach. Potem trzeba m.in. przejść kilkudniowy kurs w centralnej szkole medycznej GOPR, zaliczyć trzydniowe szkolenie topograficzne, szkolenia narciarskie i medyczne, wziąć udział w 12-dniowym kursie, gdzie kandydaci uczą się wspinaczki, działania na terenie lawinowym, zwożenia poszkodowanych. Do tego dochodzi obowiązek spędzenia 120 godzin rocznie na dyżurach w różnych stacjach ratowniczych. Wszystko po to, żeby podczas akcji nie zawieść. — Szkolenie kandydata zajmuje kilkaset godzin, a po przysiędze trzeba poświęcić swój czas na dyżury i kolejne szkolenia. Aby być ratownikiem, potrzeba wielkiej determinacji, a my, poza wielką przygodą, nie oferujemy prawie nic — mówi Edmund Górny, szef wyszkolenia beskidzkiej grupy. Siodłak zdaje sobie sprawę, że dzisiaj wiele osób nie może sobie pozwolić na takie zaangażowanie. — Niektórzy wyjechali do pracy w Anglii czy Irlandii, gdzie np. z umiejętnościami pracy na wysokościach mogą sporo zarobić. Innych pochłania praca w Polsce, muszą utrzymać rodziny. Dzisiaj zaświadczenia, że ktoś był na akcji, nie interesują pracodawców — mówi naczelnik. Ratownicy uspokajają, że - mimo wszystkich przeciwności - w górach nie zabraknie ludzi niosących pomoc. — Na przyszły rok jest już grupka chętnych. Mamy nadzieję, że dotrwają do przysięgi — mówi Siodłak.
|
reklama
|
dlaczego ratownikiem GOPR nie moze zostac snowboardzista?
Podobno nie ma głupich pytań. Ale to mit, jak widać.
Спасательная операция - всегда битва против времени, расстояния, местности и стихий.
Panu Wojciechowi Trzcionce gratuluję , z okazji wyboru na naczelnego red. Głosu Ludu.
Dodaj komentarz