, piątek 19 kwietnia 2024
Ratowników jak na lekarstwo
By zostać ratownikiem trzeba wykazać się m.in. sprawnością fizyczną i świetną jazdą na nartach. fot. Paweł Sowa/Gazeta.pl 



Dodaj do Facebook

Ratowników jak na lekarstwo

MARCIN CZYŻEWSKI/Gazeta.pl
Tylko jeden kandydat złoży w sobotę przysięgę i zostanie nowym ratownikiem Beskidzkiej Grupy GOPR. W poprzednich latach bywało ich nawet ponad 20. — Dzisiaj, niestety, często trzeba wybierać między służbą a pracą — rozkładają ręce ratownicy.
W sobotę największa w Polsce Beskidzka Grupa Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego będzie świętowała. Tradycyjnie odbędzie się uroczyste ślubowanie nowych ratowników. Jednak w tym roku słowa „Bez względu na porę roku, dnia i stan pogody udam się w góry nieść pomoc ludziom jej potrzebującym..." wypowie tylko jeden kandydat. — Na dodatek przyjedzie z tej okazji z zagranicy, bo wyjechał do pracy. W poprzednich latach ślubowania składało nawet ponad 20 osób. Niestety, dzisiaj czasy są trudne. Ludziom trudno pogodzić pracę zawodową ze służbą w górach — przyznaje Jerzy Siodłak, naczelnik beskidzkich goprowców.

By zostać ratownikiem górskim, nie wystarczy miłość do gór. Najpierw jest egzamin, który odsiewa większość chętnych. Muszą się bowiem wykazać sprawnością fizyczną i świetną jazdą na nartach. Potem trzeba m.in. przejść kilkudniowy kurs w centralnej szkole medycznej GOPR, zaliczyć trzydniowe szkolenie topograficzne, szkolenia narciarskie i medyczne, wziąć udział w 12-dniowym kursie, gdzie kandydaci uczą się wspinaczki, działania na terenie lawinowym, zwożenia poszkodowanych. Do tego dochodzi obowiązek spędzenia 120 godzin rocznie na dyżurach w różnych stacjach ratowniczych. Wszystko po to, żeby podczas akcji nie zawieść. — Szkolenie kandydata zajmuje kilkaset godzin, a po przysiędze trzeba poświęcić swój czas na dyżury i kolejne szkolenia. Aby być ratownikiem, potrzeba wielkiej determinacji, a my, poza wielką przygodą, nie oferujemy prawie nic — mówi Edmund Górny, szef wyszkolenia beskidzkiej grupy.

Siodłak zdaje sobie sprawę, że dzisiaj wiele osób nie może sobie pozwolić na takie zaangażowanie. — Niektórzy wyjechali do pracy w Anglii czy Irlandii, gdzie np. z umiejętnościami pracy na wysokościach mogą sporo zarobić. Innych pochłania praca w Polsce, muszą utrzymać rodziny. Dzisiaj zaświadczenia, że ktoś był na akcji, nie interesują pracodawców — mówi naczelnik.

Ratownicy uspokajają, że - mimo wszystkich przeciwności - w górach nie zabraknie ludzi niosących pomoc. — Na przyszły rok jest już grupka chętnych. Mamy nadzieję, że dotrwają do przysięgi — mówi Siodłak.
Komentarze: (4)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

dlaczego ratownikiem GOPR nie moze zostac snowboardzista?

Podobno nie ma głupich pytań. Ale to mit, jak widać.

Спасательная операция - всегда битва против времени, расстояния, местности и стихий.

Panu Wojciechowi Trzcionce gratuluję , z okazji wyboru na naczelnego red. Głosu Ludu.

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama