Jakie kolędowanie, taka zapłataW Nowy Rok chętnie widziano kolędników młodych i to wcześnie rano. Młodzi i wcześni przynosili odwiedzanym rodzinom szczęśliwy rok. W święto Trzech Króli przyjmowano kolędników nieco odmiennie. Więcej zwracano uwagę na ich ubiór i program, jaki zamierzali przedstawić. W oczach mojego ojca, który w okresie swej młodości osobiście kolędował, marni kolędnicy nie znajdowali uznania. Głęboko zanurzony w tradycjach i zwyczajach ludowych swych przodków, postanowił na przełomie 1932 i 1933 roku poprzez nas, synów, zachować i przekazać przyszłym pokoleniom dobrze mu znane, a zarazem piękne w swej treści i szacie kolędowanie. Najpierw przydzielał każdemu z nas rolę i tak: jako najstarszy z braci miałem odgrywać rolę króla Kaspra, brat Józef – króla Heroda, brat Karol – Melchiora, zaś najmłodszy brat Franciszek – króla Baltazara. Mieliśmy na sobie porządne i ładne szaty, uszyte przez matkę z kolorowego płótna. Kasper – fioletową, Herod – czerwoną, Melchior – seledynową, a Baltazar – różową. Ojciec nie szczędził godzin nocnych i pomysłów, by wykonać pozostałe elementy ubioru królewskiego: korony, pasy dla spięcia szat na biodrach, gwiazdę. Zrobione były z tektury oklejonej złotym papierem. Wybierając się w drogę zabieraliśmy z sobą stajenkę, obracającą się gwiazdę i dary dla Bożej Dzieciny: złotą szkatułkę, kadzidełko i srebrny kielich, improwizujący mirrę. Wchodziliśmy do mieszkania z pozdrowieniem: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i ustawiwszy się frontem do domowników, rozpoczynaliśmy nasze kolędowanie. Rozpoczynaliśmy kolędowanie w Nowy Rok, a kończyliśmy mniej więcej w siedem, dziesięć dni po Trzech Królach. Początkowo w samym mieście, a następnie w okolicznych wioskach – Harbutowicach, Międzyświeciu, Kiczycach, Pogórzu, a nawet zawędrowaliśmy do oddalonego od Skoczowa Grodźca. Wracaliśmy do domu zmęczeni i zmarznięci, gdyż zimy w tamtych czasach były śnieżne i mroźne, ale szczęśliwi z wypełnionego w danym dniu zadania i z zebieranych pieniążków. Byliśmy często zapraszani wcześniej przez znaczące w Skoczowie rodziny i miejscowych notablów. Przedstawienie nasze trwało około 25 minut, lecz wszędzie nas chętnie słuchano. Co roku niezmiennie byliśmy zaszczycani zaproszeniem do wielkiego miłośnika tradycji regionalnej i sztuki teatralnej – Gustawa Morcinka, który uczył nas języka polskiego. Wraz ze swoją matką i siostrą Teresą słuchał naszego kolędowania z ogromnym zainteresowaniem i przejęciem.
|
reklama
|
Dodaj komentarz