, środa 24 kwietnia 2024
Istebna: Rusza projekt "Powrócimy wierni - wesele góralskie po latach"
Młodzież z zespołu Istebna rozpoczyna przeprowadzanie wywiadów i poszukiwanie pamiątek związanych z serialem "Czterej pancerni i pies". Nad ich działaniami czuwa kierownik zespołu Tadeusz Papierzyński (jedyny stojący). fot. Katarzyna Koczwara 



Dodaj do Facebook

Istebna: Rusza projekt "Powrócimy wierni - wesele góralskie po latach"

KATARZYNA KOCZWARA
Młodzież zrzeszona przy Zespole Regionalnym Istebna rozpoczyna poszukiwania pamiątek związanych z obecnością ekipy filmowej kultowego serialu pt. \"Czterej pancerni i pies\" w Trójwsi Beskidzkiej. W ramach projektu powstanie folder, przygotowana zostanie wystawa i odtworzone zostanie wesele góralskie, na wzór tego utrwalonego w serialu. Młodzież planuje także zorganizowanie spotkania z jednym z głównych aktorów.
Kierownik zespołu Tadeusz Papierzyński o konkursie dowiedział się w sieci. - Znalazłem w Internecie konkurs "Równać szanse", administrowany przez Polską Fundację Dzieci i Młodzieży, natomiast finansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności. To projekt mający aktywizować młodzież, pokazać, że są wstanie zrobić coś fajnego sami. Idea jest taka, że to młodzież ma wykonywać większość zaplanowanych działań - wyjaśnia.

Projekt ma nie tylko przypomnieć ludziom, że niektóre znane z serialu sceny były kręcone na terenie Trójwsi Beskidzkiej. - Chcemy zebrać wiadomości o tym wydarzeniu. Dużo się o nim mówi, ale nigdy nie zostało to zebrane w całość - tłumaczy Papierzyński.

Skąd zainteresowanie młodzieży serialem z przełomu lat 60. i 70. XX wieku? - Uczestnicząc w życiu zespołu interesujemy się jego przeszłością. Tak dowiedzieliśmy się m.in. o tym, że członkowie zespołu brali udział w kręceniu kilku scen serialu. Zaintrygowało nas, jak zespół z małej wsi zagrał w tak popularnym serialu. Postanowiliśmy więcej dowiedzieć się, na ten temat - wyznaje Daria Czyż, jedna z uczestniczek projektu.

POLECAMY: Ochodzita: Ten widok jest bezcenny!

Pierwsze działania mają już za sobą. - Przygotowaliśmy materiały, które mają pomóc nam odnaleźć ludzi, którzy grali w kręconym w Istebnej odcinku serialu. W tym miesiącu zaczniemy przeprowadzać z tymi osobami wywiady - mówi Daria. - Poza wspomnieniami chcemy dotrzeć do pamiątek związanych z obecnością ekipy filmowców - dodaje Małgorzata Kajaz.

Zebrany i opracowany materiał zostanie wydany w formie folderu. - Przygotowana zostanie także wystawa, która z jednej strony będzie nawiązywać do kręconego tu serialu, z drugiej strony będzie obrazować realizację tego projektu. Finalnym działaniem będzie prezentacja wesela góralskiego na wzór tego serialowego - zdradza Tadeusz Papierzyński.

Młodzież otrzymała na realizację projektu dotację w wysokości 7 tysięcy złotych. - Wkładu własnego musimy mieć ok. 2 tys., ale nie wszystko jest wkładem finansowym. Z tego finansowany będzie m.in. aparat fotograficzny, akcesoria potrzebne do przygotowania wystawy - takie jakie ramki na zdjęcia. Specjalna pula przeznaczona jest na spotkanie z aktorem i wydanie folderu - wymienia kierownik.

PISALIŚMY: OSP Koniaków ma nowy samochód!

Projekt musi zostać zrealizowany do czerwca. W jego realizację zaangażowany jest praktycznie cały zespół. Młodzi ludzie z zespołu Istebna podzieleni na grupy przystępują do jego realizacji. Efekty będzie można zobaczyć podczas uroczystego finału.
Komentarze: (14)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

Został jeszcze jeden bohater. Martwy, nieożywiony. Czołg produkcji ZSRR, T-34 o taktycznym numerze 102, zwany “Rudy”

Czołg Janka, Grigorija, Gustlika i Tomusia zakończył swój szlak bojowy u stóp Bramy Brandenburskiej w Berlinie. Potem stał w hangarach pod Poznaniem. Szkolili się na nim rekruci, następcy Gustlika i Grigorija. Jedenaście lat po zdobyciu Berlina “Rudy” podążył na odsiecz oblężonemu Urzędowi Bezpieczeństwa w Poznaniu. W czerwcu 1956 roku czołg-bohater stał jak mur w obronie władzy ludowej. Przebrani za robotników niemieccy spadochroniarze nawet nie śmieli do niego podejść. Potem przenieśli go do demobilu. Posłali na złom, z wyjątkiem armaty, która na statku zawędrowała aż na Wzgórza Golan, aby zostać spalona w ogniu izraelskiej artylerii. Taki był koniec “Rudego”, w arabskiej służbie, zniszczonego przez Żydów z amerykańskiej broni.

Czołg o numerze taktycznym 102 służył nadal w LWP. Był to już nowy typ T-55. W sierpniu 1968 r. w ramach misji pokojowej kierowanej przez generała Floriana Siwickiego, następca “Rudego” jako pierwszy rozbił barykadę w Libercu i utorował drogę na Pragę. Dwa lata później spadkobierca tradycji Janka, Gustlika i Szarika, tym razem pod komendą generała Grzegorza Korczyńskiego, wsławił się w Gdańsku, blokując drogę wiodącą do Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Potem złom. Na uzbrojenie LWP wszedł nowy typ czołgu, T-72. Kolejny czołg o numerze 102, można rzec wnuk “Rudego”, 16 grudnia 1981 roku, po kawaleryjsku, wziął szturmem bramę kopalni “Wujek”.

Gdzieś na początku lat 90. weteran z “Wujka” zakończył służbę w wojsku, kupił go jakiś polski milioner w ramach imprezy charytatywnej organizowanej przez pewnego showmana o fatalnej dykcji.

W pierwszych miesiącach XXI wieku w jednostce wojskowej w Świętoszowie nadterminowy żołnierz za pomocą palnika ścierał z wieżyczki potężnego “Leoparda” czarny krzyż. Obok leżał przygotowany szablon nowego, polskiego numeru taktycznego 102.

Prosimy o kontakt mailowy. Pozdrawiamy

I jeszcze Grigorij, Lidka i uwaga - tajemnica Olgierda Jarosza.
Grigorij Saakaszwili, Gruzin, w cywilu mechanik, przydzielony do LWP jako kierowca czołgu. Ten sympatyczny brunet przez cały film bawił nas swoimi problemami z opanowaniem języka polskiego, a przede wszystkim kłopotami sercowymi. Grigorij kochał się w każdej napotkanej na szlaku bojowym dziewczynie. Bez wzajemności. Na weselu Janka i Gustlika czuł się źle.
Wojna skończyła się, koledzy z czołgu znaleźli sobie żony. Jak pamiętamy, między jednym a drugim tańcem Grigorij oświadczył się Lidce Wiśniewskiej, polskiej telegrafistce. Lidka, zrozpaczona definitywnym odrzuceniem przez Janka, niemal wymogła na Gruzinie oświadczyny. Zgodziła się nawet wyjechać do Gruzji. Czwartego dnia po weselu, po wytrzeźwieniu, Grigorij zameldował się u swoich przełożonych i przedłożył im prośbę o zgodę na poślubienie Lidki. Nie dali mu nawet pożegnać się. Miesiąc po weselu Grigorij zasiadł za kierownicą czołgu w Mandżurii, gdzie Stalin dotrzymał słowa i zapłacił Amerykanom krwią za nabytki w Europie. Grigorij dobił Japońca i został zdemobilizowany. W rodzinnej Gruzji nikt na niego nie czekał. Bliskich zamordował Stalin do spółki z Hitlerem. Nadal nie miał szczęścia do kobiet, Lidkę wybito mu z głowy. Rozpił się, zamykali go na odwykach. W końcu wylądował jako brygadzista na wielkiej budowie na Magadanie. Tam przeżył szok. Wracając po pijanemu do swojego baraku, mijał kolumnę więźniów łagru. Nagle z człapiącej w błocie ludzkiej ciżby ktoś zawołał go po imieniu. W tłumie wychudzonych więźniów stał z kilofem na ramieniu, w kufajce z numerem na plecach jego pierwszy dowódca, porucznik wojsk pancernych Olgierd Jarosz, oficjalnie poległy ponad 10 lat wcześniej.

NKWD-zista prowadzący kolumnę okazał się ludzki i za butelkę spirytusu zwolnił na kilka godzin Jarosza. Bez obaw, nikt nie uciekał, nie było gdzie i po co. Jak pamiętamy, Olgierd był pierwszym, jeszcze w Sielcach nad Oką, dowódcą czołgu o numerze taktycznym 102, zwanego “Rudym”. Jarosz był obywatelem ZSRR, w cywilu meteorologiem, wnukiem powstańca styczniowego z 1863 roku. Oficjalnie Olgierd zginął, gdy jego załoga przebywała w szpitalu. Aresztował go Smersz (”Śmierć Szpiegom”). Jarosz, nosząc polski, tj. LWP-owski mundur i obcując na co dzień z Polakami, stał się Polakiem, co ułatwiły mu rodzinne, powstańcze koneksje. Raz i drugi coś powiedział. Przy wódce skrytykował brak należytej opieki medycznej nad rannymi członkami jego załogi, w trakcie narady sztabowej powiedział, co myśli o rzucaniu piechoty bez pancernego wsparcia na niemieckie bunkry. Na końcu powiedział coś złego o Stalinie. To był koniec.

Aresztowanie i proces przed sądem polowym nie trwały nawet doby. Miał szczęście, przed niechybną kulą w potylicę uratował go mundur LWP i ordery jeszcze za 1941 rok. Zamiast plutonu egzekucyjnego, 25 lat łagru. Formalnie Olgierd, mimo iż poddany Stalina, był oficerem LWP. Aby nie wprowadzać zamieszania, jego przełożonych i podwładnych poinformowano, że zginął śmiercią bohatera. Jak pamiętamy, Olgierda w oficjalnej wersji uśmiercono serią z ckm-u gdy z gaśnicą w rękach gasił płonący czołg. Rano, chwiejąc się na nogach, Grigorij odprowadził swojego pierwszego dowódcę do bramy łagru. Więcej się już nie widzieli. Niestety w archiwach brak informacji na temat losów Olgierda. Może dożył XX Zjazdu KPZR i amnestii.
O sympatycznym Gruzinie, spragnionym żeńskiego towarzystwa, radzieckie archiwa również milczą…

Lidia Wiśniewska, czyli Lidka, LWP-owska wersja kobiety fatalnej, obarczonej pechem. Najpierw nie wyszedł jej podryw Janka. Ubiegła ją Marusia. Na weselu Janka i Marusi postawiła wszystko na jedną kartę, zgodziła się nawet na wyjazd do Gruzji. Na próżno. Grigorij wytrzeźwiał i nawet nie zdążył się z nią przespać. Zniknął jak kamfora. Po zdemobilizowaniu, jako była radiotelegrafistka, pracowała na poczcie. Miała stale problemy w związku z romansami z żonatymi mężczyznami w pracy. Składała nawet samokrytykę przed POP warszawskiej poczty. W latach 60. ktoś z dawnych znajomych załatwił jej posadę szatniarki w wojskowym kasynie. Przez afery z żonatymi oficerami nie chcieli jej przyjąć do ZBoWiD-u.
Potem słuch o niej zaginął… I to by było na tyle ;)

NA ZAJMOWANIE SIĘ DZIEŁEM PROSOWIECKIEJ PROPAGANDY. cytuję: "Janusz Przymanowski ...W 1961 awansowany do stopnia pułkownika. W latach 1962–1964 członek warszawskiego Komitetu Wojewódzkiego PZPR. W latach 1980–1985 był posłem na Sejm PRL. Deklarował się jako zwolennik wprowadzenia w Polsce stanu wojennego w grudniu 1981..."

Tomasz Czereśniak. Tomuś trafił do załogi “Rudego” już po niby-śmierci Olgierda, gdy dowódcą czołgu został Janek. Kto wie, czy gdyby nie pazerność ojca, starego Czereśniaka, typowo chłopski materializm, może Tomuś w ogóle nie zaznałby wojaczki. Jednak stało się, stary Czereśniak przehandlował jedynego syna za talon na drzewo i za konia. Po weselu Janka i Gustlika Tomasz wrócił na ojcowską gospodarkę. Stary Czereśniak przed wojną pierwszy ściągał czapkę na widok dziedziczki, w czasie wojny nie żałował bimbru i zagrychy niemieckim żandarmom, po wojnie jako pierwszy we wsi wyciągnął spracowane dłonie po ziemię z parcelacji. Potem męczyły go koszmarne wizje powrotu dziedziczki, może nawet jakieś resztki chłopskiego sumienia.

Tomek, na polecenie ojca, wstąpił do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (dali staremu za to talon na poniemieckie maszyny rolnicze), walczył z UPA w Bieszczadach (na tle jego dziejów nakręcono nawet następny film), a potem z reakcyjnym podziemiem w szeregach Urzędu Bezpieczeństwa. Tomek Czereśniak walczył o utrwalenie władzy ludowej i o zachowanie ojcowskich gruntów z parcelacji tak jak umiał, po chłopsku. Nigdy wziętym do niewoli NSZ-etowcom nie strzelał w brzuch ani w kolana, tylko w potylicę. W tych chlubnych walkach sterał się, zmęczył, biorąc udział w kościelnym pogrzebie ojca - podpadł przełożonym. Wreszcie osiadł na ojcowiźnie, tej z parcelacji majątku dziedziczki.

Po przejściu w stan spoczynku w UB próbował nawet odszukać swojego dowódcę Janka Kosa. Dał jednak spokój, gdy dowiedział się, co przydarzyło się jego ojcu. Wspomnienia wspomnieniami, a ojcowizny narażać nie można….

Został jeszcze ostatni członek historycznej załogi.

Owczarek niemiecki Szarik. Jeszcze przed weselem uzgodniono, że tymczasem Szarika weźmie Tomek. Na wsi zawsze łatwiej utrzymać psa niż w gdańskim mieszkaniu Janka czy w klitce Gustlika. Trzej bohaterowie umówili się, że każdego roku będą spotykać się i decydować o losie Szarika. Jak już wiemy, stało się inaczej. Pancerniacy nigdy nie spotkali się. Janek poszedł do szkoły oficerskiej, a potem do kryminału, Gustlik Jeleń poszedł do kopalni, a potem w niełaskę. Szarik razem z Tomusiem tropił wrogów władzy ludowej, wyciągał ich z leśnych kryjówek i przekazywał w ręce UB, był ranny, gryzł nieprzyjaciół, swoim ratował życie. Razem ze swoim panem, z Tomaszem Czereśniakiem, odszedł w stan spoczynku. Gdy Tomuś popadł w stan niełaski, ktoś przypomniał sobie, że Szarik nie jest własnością prywatną, tylko mieniem uspołecznionym. Zabrali go Tomusiowi do milicyjnej szkoły w Szczytnie. Tam zakończył swój żywot i dostąpił zaszczytu wypchania. Zrobili z niego wypchaną sianem mumię, tak jak z Lenina….
Gdyby kogoś interesowały jeszcze kogoś te opowieści to jeszcze mogę pobajać o Grigoriju i oczywiście o T-34 -Rudym.

Brawo , czekam na dalszą część epopeji o czterech pancernych.A podobno Tomek Czereśniak został Ministrem Obrony. I urząd sprawuje do dnia dzisiejszego ku chwale oręża polskiego i bezgranicznym przerażeniu naszych wrogółw.

No to proszę. Teraz Janek . A jak Janek to i Marusia Aganiok.

Jan Kos po ślubie z radziecką sanitariuszką Marusią wyjechał do ojca do Gdańska. Janek nie wyobrażał sobie przyszłości bez wojska. Jako bohater wojenny bez problemów dostał się do szkoły wojsk pancernych. Marusia zamieszkała u teścia, który został urzędnikiem w Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku.

Czekając na powrót męża ze szkoły oficerskiej, Marusia podjęła pracę jako pielęgniarka w szpitalu wojskowym w Gdyni. Jankowi wróżono wielką karierę w wojsku i Marusia już widziała siebie jako polską panią generałową. Los chciał jednak inaczej. Gdzieś na początku 1950 roku niespodziewanie aresztowano starego Kosa, ojca Janka. Jak pamiętamy z filmu, był on przed wojną mieszkańcem Wolnego Miasta Gdańska, potem więzili go Niemcy, miał jakieś bliżej nie określone powiązania z ruchem oporu na Pomorzu. Słowem: człowiek niepewny. Starego Kosa oskarżono o współpracę z hitlerowcami (wiadomo: Wolne Miasto Gdańsk), powiązania z II Oddziałem Sztabu Generalnego, czyli z sanacyjnym wywiadem (Komisariat RP w WMG), a wreszcie o współpracę z brytyjskim wywiadem morskim i o sabotaże na Wybrzeżu Gdańskim. Jak było naprawdę, archiwa milczą. Stary Kos procesu nie doczekał i zmarł w więzieniu w Sztumie.
Aresztowanie Kosa seniora było końcem kariery Janka. Z ostatniego roku szkoły oficerskiej, wprost z zajęć politycznych, aresztowała go Informacja Wojskowa. Jako syn zdrajcy, wroga klasowego, szpiega i sabotażysty nie miał czego szukać w Ludowym Wojsku Polskim. Długo go nie trzymali, wyszedł po roku z odbitymi nerkami i złamanym życiorysem. Najgorsze czekało na niego jednak w domu. Tam zastał kartkę napisaną przez żonę Marusię. Jak pamiętamy, Marusia była Rosjanką, obywatelką ZSRR. Na wracającego z aresztu Janka czekała kartka napisana nieporadnie w polsko-rosyjskim języku:

“Janek, ja komunistka, ja Ruskaja, moj atiec eto Stalin, twoj atiec eto szpion. Wy reakcyjnaja swołocz, ja nie chaczu tieba. Ja jedu w Sowieckij Sojuz.
Z mojej ambasady ty dostaniesz papiery rozwodowe. Ty mnie nie szukaj. Ja tiebia nie lubliu.
Marusia”.

Po kilku miesiącach przyszły dokumenty rozwodowe. Przez następne lata Janek biedował i znowu, jak w czasie wojny, szukał ojca. Tym razem już go nie znalazł. Starzy znajomi z czasów wojny albo też siedzieli w kryminale, albo odwrócili się od niego jak od zadżumionego. Janek nie miał żadnego wykształcenia, nie miał zawodu, pracował więc jako niewykwalifikowany. Po 1956 roku i rehabilitacji ojca (pośmiertnej) skończył jakieś szkoły zaocznie. Podjął pracę w stoczni gdańskiej, nie ożenił się drugi raz. Pod koniec lat 60. zaprzyjaźnił się z podobnym sobie rozbitkiem życiowym, z Mateuszem Birkutem, ale tu już historia na inną opowieść…
Marusia Kos, de domo Aganiok. Na polecenie sowieckiej ambasady odcięła się od swojego męża i teścia i wróciła do ZSRR. Tam rozwiodła się z Jankiem. Pracowała jakiś czas w szpitalu w Nowosybirsku, wyszła za mąż za oficera wojsk rakietowych, miała z nim syna i rozwiodła się. Drugi raz wyszła za mąż, za lotnika, który zginął nad Koreą. Owdowiała i nadal piękna, zajęła się wychowywaniem synów po rakietowcu i lotniku. Nigdy już nie była w Polsce.

Masz tego więcej ? To dawaj. Poczytamy o czymś innym niż piszą w gazetach. Bo tam tylko Smoleńsk lub Mubarak. Ewentualnie Obama Barack.

...o dalszych losach dzielnych tankistów ? Jeśli tak to dajcie znać a chętnie udostępnię. Wacław P.

Jestem w posiadaniu niepublikowanych rękopisów Przymanowskiego. Jest to ciąg dalszy przygód dzielnych tankistów. Dziś powojenny żywot Gustlika. Gustaw Jeleń. Gustlik po weselu wrócił na Śląsk i zamieszkał wraz z żoną Honoratą w jednoizbowym mieszkaniu ojca, położonym w typowo śląskim familoku, z wygódką na podwórku, obok maleńkiego ogródka i klatek z królikami. Mundur obwieszony orderami wylądował na dnie szafy, zastąpił go górniczy kombinezon. Gustlik był chłop jak tur i fedrował za dziesięciu chłopa. Już-już miał zostać przodownikiem pracy (mówiło się nawet o awansie na sztygara i mieszkaniu zakładowym), gdy zdarzyło się nieszczęście. Jak pamiętamy z filmu, ojciec Gustlika całą wojnę przesiedział na Śląsku, gdzie pracował w kopalni. Gdy wręczono mu dokument stwierdzający, iż jest obywatelem III Rzeszy, zaklął pod nosem i poszedł na szychtę do kopalni. Stary Jeleń nie wiedział, co to strajk włoski i symulowanie pracy. Wiedział za to, że szychta to jest szychta, a fedrunek to fedrunek, bez względu na to jaka flaga wisi na kopalnianej bramie.
Takie podejście do pracy spodobało się jego przełożonym, Jeleń senior dostał list pochwalny od samego dr. Roberta Leya, przywódcy niemieckich robotników. To był początek jego zguby. W 1945 roku, jakieś pół roku po tym jak na katowickim rynku radzieccy wyzwoliciele zaczęli zabierać przechodniom zegarki, sąsiad starego Jelenia, były szef dzielnicowej komórki SA. wywiesił na balkonie czerwoną flagę z widocznym, jasnym kołem na środku po odprutej swastyce, wstąpił do PPR i zadenuncjował starego. W śledztwie na UB nawet go nie bili, wystarczył im znaleziony w komodzie ów fatalny list z podpisem dr. Leya.

Gustlik wyciągnął z szafy mundur i zaczął biegać po urzędach, żeby ratować ojca. Nic nie pomogło, nawet order za Studzianki, krzyż za forsowanie Odry i za wzięcie do niewoli hitlerowskiego generała ze sztabem ani nawet odznaka grunwaldzka za zdobycie Berlina. Stary Jeleń trafił do Łambinowic, gdzie już w pierwszym tygodniu podpadł komendantowi Morelowi, późniejszemu obywatelowi Izraela. Gustlik stracił pracę w kopalni akurat w dniu, gdy Honoratka rodziła drugie dziecko. Stary Jeleń zmarł za drutami kolczastymi w Łambinowicach i dopiero po 45 latach Niemiecki Czerwony Krzyż ustalił miejsce jego pochówku w zbiorowej mogile. Gustlik biedował, aż gdzieś około 1959 roku uśmiechnęło się do niego szczęście. Pamiętamy z filmu, iż Gustlik poznał Honoratkę już za Odrą, gdy ta była służącą u niemieckiego generała, którego Gustlik wziął do niewoli. Generał przeżył radziecką niewolę, symulując komunizm. Gdy powstała NRD, zgłosił akces do jej armii. Zwolnili go z niewoli i generał wsiadł w metro w Berlinie i trafił prosto do rodzinnego majątku w słonecznej Hesji. Po powrocie zaczął szukać dawnej służącej. Starania trwały długo. Państwo Jeleniowie wraz z piątką dzieci opuścili Śląsk na krótko przed nawiązaniem stosunków dyplomatycznych między PRL a NRF. Na początku Gustlik fedrował w Westfalii, potem dostał duże pieniądze - za ojca z niemieckim paszportem i listem od dr. Leya, zamęczonego przez polskich komunistów i Salomona Morela, za pracę Honoratki na służbie u generałostwa, za pozostawiony za żelazną kurtyną familok z wygódką, ogródkiem i klatkami. Kupił mały domek w okolicach Padeborn. Tam zaprzyjaźnił się z sąsiadem, takim jak on emerytem i również byłym pancerniakiem, tyle że od Guderiana.

Siedząc na ławce w ogrodzie przy piwie, godzinami wiedli spory na temat wyższości T-34 nad “Tygrysem”…

tej prosowieckiej epopei dla dzieci BYŁ SZPIEGIEM RADZIECKIM

Że się im chce !!!

to kto jest cwaniakiem jak nie ...?

fajny pomysł, trzymam kciuki i czekam na finał

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama