Było ciężko, że aż dusiło...Z tą różnicą, że w lesie tak szybkie tempo, jak podczas zawodów, nie jest wskazane. Bardziej ważna jest precyzja, z jaką wykonuje się poszczególne prace. Może dlatego niektórzy furmani już po pierwszej konkurencji byli wyczerpani. – Oj ciężko było, aż mnie dusi – mówił zdyszany Marek Wolny z Istebnej, który na zawodach wystartował z Kubą i Łysym. – W górach jest jeszcze trudniej, ale na pewno spokojniej. W pierwszej konkurencji furmani najpierw musieli załadować drewno na wóz, następnie pokonać slalom, wrócić na start i rozładować belki. Liczył się czas, ale też precyzja. Za błędy, na przykład zrzucenie drewna z wozu, doliczane były karne sekundy. Najlepiej w tej konkurencji poradzili sobie Jan Urbaczka i Ryszard Haratyk z Jaworzynki. W drugiej konkurencji liczyła się przede wszystkim precyzja. Po kilkudziesięciu metrach z drewnem dłużycowym, furmani musieli tak nakierować bal, żeby ten strącił piłkę położoną na pachołku. Tutaj najlepsi okazali się Kazimierz Kubica i Kazimierz Legierski z Koniakowa. W ostatniej konkurencji, sile uciągu, wygrał Jan Blizniak, który do Istebnej przyjechał aż z okolic Nitry na Słowacji. – Wy przyjeżdżacie do nas na zawody, więc i my chcieliśmy wystąpić w Polsce. Pokonaliśmy 230 kilometrów – mówił Słowak. Nagrody rozdano w poszczególnych konkurencjach. Nie było klasyfikacji generalnej.
|
reklama
|
Fajna była ta impreza, również pogoda dopisała,było extra,piękne konie więc warto było wybrać się do Istebnej
Dodaj komentarz