Małysz: Tu zaczynałem. Dziś na widok tych skoczni płakać się chce

— Na skoczniach jest stary igelit, wychodzą i pękają siatki, skakanie jest dla dzieciaków zwyczajnie niebezpieczne — mówi prezes Tyszkowski. fot. Katarzyna Koczwara

Po wygraniu Pucharu Kontynentalnego w Wiśle Tyszkowski wręczył Małyszowi obraz przedstawiający skocznie w centrum. fot. Wojciech Trzcionka

Najsłynniejszy polski sportowiec ostatnich lat pierwsze narciarskie kroki stawiał na skoczniach w Wiśle-Centrum. To tutaj, po jednym z pierwszych skoków, wypadł z za dużych butów. Dziś na tych samych obiektach trenuje jego siostrzeniec. — Czasem się o niego boję — przekonuje Małysz. Bo skocznie są w fatalnym stanie, a dzieciaki nadal na nich trenują. — Skocznie K-15, K-24 i K-40 to obiekty dla tych dzieci, które próbują uczyć się skakać. Jeśli wszystko jest w porządku, trenują tu nawet 3 lata, dopiero później przechodzą na skocznie większe — wyjaśnia Janusz Tyszkowski prezes zarządu KS Wisła Ustronianka, który opiekuje się obiektami w centrum.

Skocznia K-40 w ogóle nie nadaje się już do skakania, pozostałe wykorzystywane są tylko w warunkach zimowych, gdy leży na nich śnieg. — Na skoczniach jest stary igelit, wychodzą i pękają siatki, skakanie jest dla dzieciaków zwyczajnie niebezpieczne — mówi prezes Tyszkowski. W Wiśle nie ma innych skoczni o tych rozmiarach, podobnie jest w Szczyrku, a obiekt w Goleszowie też jest w tragicznym stanie. Jeśli w lecie nie będzie dało się skakać w Wiśle-Centrum, klub będzie wozić dzieciaki do Czech.

PISALIŚMY: Malinka lśni, inne skocznie się sypią

Na całkowitą modernizację obiektów w centrum Wisły potrzeba 1 mln zł. Dla porównania, koszt wybudowania jednego „Orlika” w 2009 roku szacowany był na 1,3 mln zł. Klub dopełnił już wszystkich formalności, by móc z zewnątrz pozyskiwać środki na modernizację kompleksu. Skocznie znajdują się na terenie należącym do parafii ewangelickiej. Klub ten teren dzierżawi. — Umowa jest podpisana na 25 lat i pozwala pozyskiwać pieniądze na inwestycje — zapewnia prezes KS Wisła Ustronianka.

Pomoc obiecało miasto. — Nie jesteśmy w stanie całkowicie pokryć kosztów modernizacji tych skoczni, bo w Wiśle szykują się poważne inwestycje wodno-kanalizacyjne, ale z pewnością, jakąś kwotę wygospodarujemy, by wspomóc klub w tym przedsięwzięciu — podkreśla burmistrz Andrzej Molin. Klub ma też wsparcie głównego sponsora, firmy Ustronianka.

Problem w tym, że pieniędzy skąpią Śląski Urząd Marszałkowski i Ministerstwo Sportu. — Jeśli samorządy regionalne, starostwo powiatowe, urząd marszałkowski jakoś się w to włączą, to uzbieramy potrzebą kwotę. Apeluję o dobrą wolę — dodaje Tyszkowski.

Pomoc deklaruje też Małysz. — Obiecałem, wręcz przyrzekłem sobie jedno: jak powstanie skocznia w Wiśle-Malince, to zrobię wszystko, żeby doprowadzić także do remontu skoczni w Wiśle-Centrum. Wciąż przybywać będzie dzieciaków, które chcą skakać tak jak ja. Ale nie mają gdzie się uczyć. W Wiśle nie ma małych skoczni, które zapewniłyby tym dzieciom - nie mówię, że sukcesy - ale przynajmniej bezpieczeństwo — zauważa Adam Małysz.

Na razie, z pomocą miasta i sponsora, na wiosnę ruszy remont najazdów skoczni w Wiśle-Łabajowie. — To jest skocznia typowo zimowa, nawet nie myślimy o przekształceniu jej w obiekt całoroczny. Od 4 lat projekt przebudowy najazdów leży w Ministerstwie Sportu. Pukając do różnych drzwi słyszę jednak, że obecnie najważniejsze jest Euro 2012. A mówimy o kwocie 450 tys. zł. Mając przeciwstok nie trzeba by na czas treningów zamykać drogi — wyjaśnia prezes Tyszkowski.