, piątek 29 marca 2024
Rozstałem się z Rubikiem
Przemysław Branny urodził się w 1970 w Czeskim Cieszynie, gdzie ukończył polską szkołę podstawową i gimnazjum. fot. ARC 



Dodaj do Facebook

Rozstałem się z Rubikiem

Rozstałem się z Rubikiem

Piosenkarz nie występuje już u boku Piotra Rubika. fot. ARC

— Rozstałem się z Rubikiem. Wznowiłem za to współpracę z Orkiestrą Zbigniewa Górnego — mówi Przemysław Branny, mieszkający obecnie w Krakowie lecz pochodzący z Zaolzia aktor i piosenkarz.
Bo podobno już nie współpracujesz z Piotrem Rubikiem?
— Tak, rozstaliśmy się. Zaśpiewałem w dwóch oratoriach, które napisał wspólnie ze Zbigniewem Książkiem. Później zaś brałem jeszcze udział w innym koncercie z jego muzyką, przygotowanym na obchody 750-lecia lokacji Krakowa. Natomiast kolejny projekt, „Siedem pieśni Marii”, zrealizowaliśmy z tymi samymi wykonawcami, ale kompozytorem był już Bartłomiej Gliniak.

Na co dzień wciąż jesteś związany z krakowskim Teatrem Bagatela?
— Cały czas tam gram. Na przykład ostatnio w sztuce znanej także ze Sceny Polskiej, farsie „Szalone nożyczki” Paula Pörtnera. To spektakl w Krakowie bardzo rozchwytywany, graliśmy go już chyba 170 razy, a będzie w repertuarze chyba jeszcze z 15 lat, tak się podoba publiczności. Ja wcieliłem się w nim w postać Edwarda Wurzla, handlarza antykami. A zupełnie ostatnia moja premiera w Bagateli to był „Proces” Kafki. Reżyserem przedstawienia był Waldemar Śmigasiewicz. Biorę też udział w różnych projektach muzycznych. Wznowiłem współpracę z Orkiestrą Zbigniewa Górnego. Przygotowaliśmy też wspólny projekt ze znaną krakowską wokalistką Lidią Jazgar i jej zespołem Galicja. Nagraliśmy wspólnie płytę „Wiał wiatr”, taką opowieść o św. Franciszku z Asyżu. Prapremiera programu i płyty odbyła się 15 sierpnia 2008 roku – dokładnie o północy – w bazylice franciszkanów w Krakowie w ramach pierwszej edycji festiwalu Cracovia Sacra. To było wspaniałe wydarzenie. My z Lidką śpiewamy, a poezję czyta Jerzy Trela. Z tym programem mamy zaplanowanych kilka występów. No i cały czas pojawiam się w różnych miastach Polski ze swoim recitalem. Poza tym pracuję nad swoją solową płytą.

Pierwszą?
— Nie, w swoim czasie, jeszcze w latach 90., wydałem płytę, ale nie weszła ona do oficjalnej dystrybucyji. Potem pomyślałem, by ją wznowić, ale stwierdziłem, że materiał na niej prezentowany jest już zbyt stary, nieaktualny. Postanowiłem więc nagrać zupełnie nowy krążek, z zupełnie nowym repertuarem. Przymierzam się do płyty już długo, miejmy nadzieję, że uda się wydać ją jeszcze w tym roku.

Twoi fani na pewno chcieliby mieć nawet tę starszą płytę...
— Płyta nagrana była w latach 90. i na obecnym etapie nie bardzo chciałbym utożsamiać się z tym, co wtedy robiłem.

W Polsce dużo słychać o Zaolzianach. Wymieńmy chociażby Halinę Mlynkovą czy Romana Lasotę... Traktowani są jednak zazwyczaj jako... Czesi. Jak to oceniasz?
— Trudno, tak już jest, że większość Polaków tak właśnie patrzy na rodaków z Zaolzia, nie rozumieją po prostu, o co chodzi, a „czeskość” to atrakcja, egzotyka. Ciekawe, że w moim wypadku to traktowanie mnie jako Czecha zakończyło się już na studiach. Nikt nie patrzy na mnie przez pryzmat pochodzenia. Raczej ta moja „zaolziańskość” wychodzi jakoś przypadkiem, w rozmowie. Nawet kiedy Kazimierz Kutz zaproponował mi rolę w swoim filmie „Śmierć jak kromka chleba” nie dlatego, że jestem z Zaolzia, czyli ze Śląska Cieszyńskiego, tylko że jestem aktorem, który mu się gdzieś tam spodobał.

A masz może jakiś inne propozycje filmowe czy telewizyjne?
— W tej chwili nie. Poświęcam się teatrowi i muzyce, to moje priorytety...

Wspominałeś o nowej płycie. Będzie też zatem nowy program koncertowy?
— Tak. I przygotowuję go z zupełnie nową ekipą. Miejmy nadzieję, że te program spodoba się publiczności.

A tak na marginesie: nie myślałeś kiedyś o powrocie na Zaolzie?
— Raczej nie... Zawsze chętnie tu przyjeżdżam, kocham ten region, mieszkających tu ludzi. Tu są moje korzenie. Ale żyjemy w takich czasach, że mieszkam tam, gdzie mamy pracę. A ja mam pracę w Krakowie. Notabene – moja rodzina ma korzenie nie tylko zaolziańskie. Na przykład moja mama nie tylko ukończyła studia teatralne w Krakowie, ale w tym mieście się też... urodziła. I jeszcze jedna ciekawostka o moich przodkach. Otóż jedna z moich prababć pochodziła ze Słowenii. Jej rodzina przyjechała na Śląsk Cieszyński za pracą i prababka – z domu Tomsić – tu wyszła za mąż. Wracając pewnego razu z wakacji w Chorwacji postanowiłem odwiedzić jej rodzinne strony, miasteczko Kostanjevica na Krki, zwane Wenecją Słowenii. I co się okazało? Otóż 5 kilometrów przed miasteczkiem czułem się, jakbym już kiedyś tam był... Wiedziałem doskonale, gdzie jest cmentarz, kościół, gdzie szkoła, gdzie knajpa. Spotkałem się nawet z pewną staruszką, która jest z nami spowinowacona.. Dotarłem do kolejnych swoich korzeni... Czyżby coś w genach przetrwało? Nie wiem, pozostanie to chyba na zawsze tajemnicą...

Rozmawiał: JACEK SIKORA/Głos Ludu
Komentarze: (18)    Zobacz opinię czytelników (0)    Dodaj opinie
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy pozostawionych przez internautów. Komentarz dodany przez zarejestrowanego użytkownika pojawi się na stronie natychmiast po dodaniu. Anonimowy komentarz zostanie opublikowany z opóźnieniem, po jego akceptacji przez redakcję. Komentarze niezgodne z regulaminem będą usuwane.

W Polsce każdy wie że Młynek Halina to w Czechach Mlynkova ,tak jak Rodoviczova Maryla

"W Polsce dużo słychać o Zaolzianach. Wymieńmy chociażby Halinę Mlynkovą ...". Za tę "Mlynkovą" to się ojciec Władysław chyba w grobie przewraca.

Gwiazda Młynkowej w Polsce nieco przygasła, tak więc właściwszą formą byłoby powiedzieć: "mówiło się"

dlaczego sie przewraca w grobie?

Władysław Młynek to znany zaolziński działacz społeczny, oddany nauczyciel, zdeklarowany Polak, który dla polskości bardzo wiele zrobił, tak więc kiedy jego córka, Młynkówna z domu, dla celów marketingowych przekształca się w "Mlynkovą", to po prostu pluje na to zasłużone nazwisko i odwraca się od swoich korzeni. Brzydka sprawa.

Przydałoby się trochę zimnej wody na rozpalone, patriotyczne łby. Czy lepiej brzmi nazwisko Halina Młynek? Na pewno ktoś doda, że powinna w takim razie pisać Młynkówna. Cóż, jest mężatką, nie przejdzie. Pani Halina nigdy nie ukrywała, że jest Polką, "języka w gębie" nie zapomniała, a zdarza się to niestety wielu rodakom, którzy wyjechali w celach zarobkowych i tak szprechają lub spikują, że uszy więdną.

Wiesz "racjonalisto", to chodzi o to że jak ktoś ma po ojcach nazwisko np. Śpiwak to jak go los rzuci z granicę ma sie zaraz nazywać np Singer czy Sanger . . . .A ojcem Haliny Młynek (Młynkówny) był Władysław Młynek a nie Mlynek czy Muchle albo Mill. . (przepraszam niemiecko języcznych czytelników za niemożnosc poprawnego zapisu z braku stosownych liter)

Zyta i To ja mają w pełni rację! A nawet szkoda że mają rację!

tak oczywiście, tylko że czeskie urzędy nie zapisują w dowodach i paszportach polskich nazwisk w polskim brzmieniu tłumacząc, iż nie posiadają polskiej czcionki - i nikt nie wytłumaczy, nawet dziś w erze komputerów, nieprzychylnej urzędniczce, że wszystko można tylko trzeba chcieć. Mam z tym niejedno smutne doświadczenie. I właśnie takim sposobem z Haliny Młynek stała się Halina Mlynková. To też jeden z niecnych sposobów na przymusową asymilację. Bo co po takiej zmianie świadczy, że posiadacz-ka jest Polakiem-Polką?

aisza> Krótkie "y".

Końcówka -ová to nie zmiana całego nazwiska - ten Singer to kompletny niewypał.. Iluż zaolzia/skich Józefów zmieniło imię na Josef, podwojne "w" w nazwisku na czeskie "v", ale oczywiście będą się czepiać tego -ová, bo im nikt do papierów nie zagląda.

Końcówka -ová to nie zmiana całego nazwiska - ten Singer to kompletny niewypał.. Iluż zaolzia/skich Józefów zmieniło imię na Josef, podwojne "w" w nazwisku na czeskie "v", ale oczywiście będą się czepiać tego -ová, bo im nikt do papierów nie zagląda.

Wolę Mlynkova niż Elektroda...

Drogi racjonalisto! Czepiasz się tego -ova, jakbyś nie rozumiał o co chodzi. Pan W. Młynek nazywał się Młynek, bez względu na to, jak mu Czesi w papierach napisali. A pani Halina, po przyjeździe do Polski, kiedy zaczęła robić karierę piosenkarki, uznała, że czesko brzmiące nazwisko lepiej się sprzeda i zrezygnowała z własnego. I ostatecznie można by powiedzieć, że to jej prywatna sprawa, gdyby nie ojciec, którego dziedzictwa tym czynem się poniekąd zaparła. Popytaj, poczytaj na temat działalności p. W. Młynka, a może zrozumiesz na czym polega naganność jej postępowania.

... napisała Zyta, która ma patent na mądrość i pouczanie bliźnich. Co Panią upoważnia do pisania słów "Za tę "Mlynkovą" to się ojciec Władysław chyba w grobie przewraca." To okrutne, a pan Władysław nie był taki jak Pani. Bez poważania.

Dobrze że Ewa Farna jest Ewą Farną a nie Evou Farnovou :-)

Jak już, to Eva Farná. Chwyt podziałał, z kolei Czesi z braku poważniejszych zajęć roztrząsają na forach, co to za beznadziejna, polska pisownia imienia i nazwiska na czeskim rynku muzycznym.

Chyba nie doceniasz Czechów :-)

Dodaj komentarz

Zawartość pola nie będzie udostępniana publicznie.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <em> <strong> <cite> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.

Więcej informacji na temat formatowania

Image CAPTCHA
Wpisz znaki widoczne na obrazku.
reklama
reklama