Odłowili karpie na wigilijne stoły

Śląsk Cieszyński to jedno z trzech największych w Polsce zagłębi hodowców karpia. Dziesiątki stawów ciągną się od Skoczowa aż po sztuczny zbiornik wody pitnej w Goczałkowicach. W tutejszych gospodarstwach rybackich kończy się najbardziej pracowity okres w roku - odłowy karpi. Woda z większości stawów jest już spuszczona.

Tzw. wymiary handlowe karpie osiągają dopiero w trzecim roku życia. Ważą wtedy 1,3 -1,4 kg. — Ryby po odłowieniu trafiają do specjalnych magazynów. To takie nieduże stawy — tłumaczy Mirosław Duda, prezes stadniny koni w Ochabach, która zajmuje się także hodowlą ryb. Z małych stawów, z których łatwo je wyłowić, trafią już bezpośrednio do odbiorców. Mniejsze karpie, nienadające się jeszcze do zjedzenia, przezimują w specjalnych zbiornikach.

Hodowcy ryb nie mają łatwego życia. Od kilku lat hodowlane karpie dziesiątkuje wirus, z którym bardzo trudno się walczy. Gospodarzom sen z powiek spędzają także złodzieje. Na Śląsku Cieszyńskim grasują także wyspecjalizowani zawodowcy - zakładają w stawach sieci i potrafią ukraść nawet ponad tonę ryb. Hodowcy grodzą więc stawy, zatrudniają strażników pilnujących nocami ryb. — To daje efekty, ale wszystkich ryb upilnować nie sposób — mówi Duda. Mimo problemów hodowcy mówią, że ten rok wcale nie był taki zły. Duda przewiduje, że przed świętami za kilogram żywego karpia będziemy płacili ok. 11 zł.