Jednostka kontra korporacja

Od tego roku Sławomir Górski jeździ taksówką po gminach Goleszów i Skoczów. W obu samorządach nie miał problemu ze zdobyciem koncesji. Dlaczego od kilku lat walczy o możliwość wożenia klientów po stolicy Śląska Cieszyńskiego? Bo w Cieszynie będzie mógł zarobić, a nie wychodzić na zero albo dopłacać do interesu, jak ma to miejsce teraz.

W Cieszynie od kilku lat pracuje praktycznie tylu samo taksówkarzy. Niedawno obowiązywały 83 licencje, teraz są tylko o dwie mniej. Pod koniec roku temat taksówkarzy wraca jak bumerang. Bogdan Ficek, burmistrz Cieszyna, właśnie postanowił skierować pod obrady Rady Miejskiej projekt uchwały w sprawie licencji. – Burmistrz w tym przypadku tylko proponuje, a ostateczną decyzję podejmują radni. Przychylił się do pism taksówkarzy, żeby na przyszły rok nie zwiększać liczby taksówek. W praktyce oznacza to, że pod obrady rady trafi propozycja zerowego limitu – wyjaśnia Włodzimierz Cybulski, zastępca burmistrza Cieszyna.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że radni będą debatować nad zerowym limitem po raz czwarty. Od kilku lat miejscowi taksówkarze nie chcą dopuścić na ulice nowych wozów. Wszystko odbywa się w majestacie prawa, które jest tak skonstruowane, że to poszczególne samorządy ustalają limity na taksówki. A w Cieszynie radni konsekwentnie odmawiają. – Największym absurdem jest, że chcąc ubiegać się o koncesję w Cieszynie trzeba zainwestować około 2000 zł, między innymi w kupno taksometru. I to nie mając pewności, że limit na taksówki w ogóle będzie zwiększony. Po drugie, przy rozpatrywaniu wniosków pod uwagę brany jest czas. Dlatego pismo na ten rok złożyłem już 3 stycznia – ironizuje Sławomir Górski.

Taksówkarz z Cieszyna pracując w Skoczowie albo Goleszowie rzadko kiedy wychodzi na swoje. Ledwo starcza mu na zapłacenie ZUS i paliwa. Prawo dopuszcza jednak przypadki, kiedy może w rodzinnym mieście świadczyć usługi przewozowe. – Dotyczy to przypadków, kiedy ktoś po mnie zadzwoni z Cieszyna. Także w drodze powrotnej mogę kogoś zabrać, o ile oczywiście będzie machał na ulicy. Nie mogę zatrzymywać się na postojach. A to właśnie tam jest 80 procent klientów. Nie potrafię zrozumieć taksówkarzy. Przecież nie chodzi o 10, czy 20 nowych koncesji, tylko kilka. Z tego, co się orientuję, poza mną, chętnych do jeżdżenia po Cieszynie można by policzyć na palcach jednej ręki – dodaje pan Sławomir.

Na sesji dotyczącej limitów na taksówki na 2007 rok pojawili się sami taksówkarze. Po uchwale radnych, która utrzymała „status quo” na lokalnym rynku transportowym rozległy się brawa. Panu Sławomirowi nie było jednak do śmiechu. Skontaktował się z prawnikiem. Następnie wezwał radę do usunięcia naruszenia prawa. Nic takiego jednak nie miało miejsca. W odpowiedzi taksówkarz przeczytał, że zarzuty są bezpodstawne.

Taksówkarze jeżdżący dziś po ulicach Cieszyna mówią, że nie chcą nowej konkurencji, bo jest ich wystarczająco dużo i nawet osobom z koncesjami jest ciężko. – Na postojach nie ma już wolnych miejsc. Nie rozumiem, dlaczego ten człowiek tak pcha się do Cieszyna. Przecież u nas nie można zarobić. Pieniądze to można robić w Katowicach albo Warszawie – przekonuje Olaf Dudek, jeden z taksówkarzy.

– Tutaj nawet nie chodzi o liczbę koncesji, ale o zasady. Nawet gdyby taksówkarzy było 50, to i tak nie chcieliby dopuścić nikogo nowego – uważa Sławomir Górski.